Chwila, jak?
Owinął szczelnie moją talię rękoma, opierając brodę o moje ramię.
- Ła-dnie pachniesz - wybełkotał pół przytomny.
Skrzywiłam sie lekko, gdy poczułam, że zaraz połamie mi wszystkie żebra
- Udusisz mnie - jęknęłam, wyswobodzając się z jego uścisku - Ile wypiłeś? - chwyciłam jego policzki, pocierając o nie kciukami.
- Odrooo-obinkę, jesteś zł-ła? - uśmiechnął się głupio, chwiejąc na różne strony.
Westchnęłam głośno, splatając nasze dłonie razem - Chodz, idziemy spać
- Ale ja nie chcę spać! - powiedział piskliwym głosem, tupiąc prawą stopą niczym mały chłopiec.
- Justinku, musisz iść, dobrze? - zmierzwiłam jego grzywkę.
- No do-o-obrze, ale przytulisz mn-nie?
- Myślę, że tak - rzuciłam krótki uśmiech, co odwzajemnił. Ruszył na górę. Oczywiście nie obeszło się bez żadnych potknięć i upadków. Kac go nie ominie.. Niech cierpi.
Posadziłam go na łóżko, następnie pomagając mu ściągnąć spodnie i bluzkę. Został w samych bokserkach.
Położył się, zanurzając gwałtownie głowę w poduszkę. Podeszłam do drzwi od łazienki. Usłyszałam jego cichy głos. Powiedział coś w stylu "i tak nie będę spał", a ja weszłam do środka. Nadal wszystko było porozwalane. Podeszłam do zlewu i przemyłam twarz wodą. Wytarłam się w czarny ręcznik i wróciłam do pokoju. Justin już słodko pochrapywał. Wiedziałam, że zaśnie, bo zapewne wlał w siebie litry alkoholu.
Wpełzłam szybko pod kołdrę, okrywając nią również chłopaka.
- Muszę powiedzieć mamie, że będzie ba-babcią - wychrypiał zmęczonym głosem, przytulając się do mojego boku.
- Dobranoc, Justin - pstryknęłam lampkę, całując następnie lekko jego usta.
- Dobranoc, Miley. Dobranoc maluchu - pochylił się, składając mokry pocałunek na moim brzuchu. Położył głowę pod moimi piersiami, zamykając oczy.
BUM!
- Cholera
Jęknęłam, zakrywając się cieplutką kołdrą.
- Gdzie to jest?
Niech on się w końcu zamknie, bo inaczej ja mu w tym pomogę.
- Ja pierdole
Wstałam, siadając na materacu. Szatyn biegał w tą i z powrotem w czarnych rurkach, opuszczonych w kroku i bez koszulki. Gdzie nie pobiegł zostawił syf.
- Czy ja ci nie przeszkadzam? Halo, próbuję tu spokojnie spać - syknęłam, przecierając twarz dłońmi
- To już nie śpisz, bo za godzinę mamy być na miejscu - warknął, nawet na mnie nie patrząc.
- Co? - jest ósma ludzie..
- Gówno. Rusz się, bo zaraz mamy być w kościele - skupiony, próbował zapiąć swój złoty zegarek na ręku.
Ślub Carly.
Dzisiaj.
Godzina na przygotowanie się.
Drodzy państwo, oficjalnie jestem w gównie.
Zerwałam sie jak poparzona z łóżka, wbiegając do łazienki. Weszłam pod prysznic. Odkręciłam kurek i ustawiłam temperaturę wody. Wmasowałam w ciało truskawkowy żel pod prysznic, po czym spłukałam wszystko. Wyskoczyłam z kabiny, następnie wycierając się w puchowy ręcznik. Bieber walnął kilka razy pięścią drzwi od łazienki, gdy chciał wejść, a pocałował klamkę.
O nie mój drogi.. Nie będę udawać, że wczoraj nic się nie stało. Oczywiście, że musiałam je zamknąć na klucz.
I teraz mamy problem.
Nie mam nic.
Zero.
Żadnej sukienki.
Brawo.
Oparłam się o ścianę, kładąc rękę na czoło. Westchnęłam głośno, gdy zauważyłam czarny pokrowiec. Podeszłam bliżej i rozsunęłam go. Była to czarna sukienka ze skóry. W oczach pojawiły mi się małe iskierki. Pewnie Cleo wczoraj ją przyniosła.
Ledwo co ją na siebie wciągnęłam. Chyba prysznic tuż przed samym ubraniem to nie był za dobry pomysł.
Zawiesiłam na szyi złoty łańcuszek. Postawiłam na lekki makijaż.
Wyszłam zadowolona i w pełni gotowa z łazienki. Ukratkiem zobaczyłam jak Justin gapi się na mnie i wciąga powietrze zębami. Zignorowałam to. Jezu.. Wyglądał zabójczo.
Na stopy założyłam białe szpilki, aby wszystko idealnie sie komponowało.
Wyszedł z pokoju, schodząc schodami na dół.
Ruszyłam za nim. Wychodząc chwyciłam czarny płaszcz.
Jak na jesień jest wyjątkowo ciepło, ale wolę nie ryzykować.
~.~
Gdy podjechaliśmy pod budynek, ludzie już zaczęli wychodzić ze środka. radośnie przywitali parę, która jako ostatnia wyszła przez ogromne drzwi kaplicy.
Dziewczyna, hm.. Carly, wyglądała niebiańsko. Suknia idealnie podkreślała jej walory, a dół ciągnął się po ziemi.
Jej wybranek był przeciętnej urody, nie to co Justin-grecki bóg. Podskoczyłam, kiedy usłyszałam trzask drzwi, wywołany przez szatyna.
Znowu musiałam odpłynąć...
Przez całą drogę nie odezwał się ani słowem. To teraz będzie tak zawsze? Po przyjęciu mam spakować swoje rzeczy i wrócić do Stratford? Mam mętlik głowie.. A co najlepsze, zachowuje się jakbym nigdy mu nie powiedziała o dziecku, tylko jakby był obrażony, bo zrobiłam cos złego.
Gdy otworzyłam drzwi, lekki podmuch wiatru uderzył w moją twarz, zmierzwiając moje włosy.
Niezła pogoda na ślub.
Poprawiłam fryzurę, starając się nie wyglądać jak ostatnia oferma. Wyprostowałam wgniecenie na mojej sukience i przeszukałam wzrokiem ludzi, szukając Justina.
Stał obok kobiety, miała około czterdziestki. Była przepiękna, a figury mogłaby jej pozazdrościć niejedna osiemnastka.
Podeszłam bliżej, przybierając nieśmiały uśmiech.
- Dzień dobry - ręce mi sie spociły.
Przestała mówić do Justina, kiedy przeniosła wzrok na mnie.
- Witaj skarbie - posłała mi szczery uśmiech, wystawiając dłoń w moja stronę - Jestem Pattie, a ty to zapewne Miley?
- Tak, miło mi panią poznać - uścisnęłam lekko jej dłoń. Była o wiele niższa ode mnie.
- Panią? Mów mi Pattie, albo od razu mamo - puściła oczko. Przeniosłam wzrok na szatyna, który tylko przekręcił oczami.
- Um..okej, Pattie
- JUSTIN?!?! - krzyknęła Carly piskliwym głosem.
- Chodz tu mała - chłopak rozłożył ramiona, czekając aż ta w nich się schowa - Wyglądasz cudownie
- Pf. Myślisz, że jak powiesz mi kilka miłych słówek wybaczę ci to, że spózniłeś się na ślub swojej najukochańszej i najpiękniejszej siostry?
Co za skromność..
- Tak jakoś zaspaliśmy - wzruszył ramionami, całując ją prosto w czoło - Wszystkiego dobrego kochana
- Jasne, jasne.. Chwila - przepchnęła się przez niego, patrząc na mnie z przymrużonymi oczami - Zaspaliśmy?
- To jest Miley - wskazał ręką na mnie, przeczesując lekko włosy.
No tak.. Teraz każdemu będzie mnie przedstawiał, bo przecież jestem tu "nowa".
- O mój boże! - wrzasnęła, rzucając mi się na szyję.
Zabierzcie ją ode mnie.
Odsunęła się, przykładając dłoń do ust - To Miley! Nasz Justina ma dziewczynę! Jezu! - kąciki jej ust w uśmiechu dosięgały jej oczu.
- Kochanie. Zostaw ją, bo sie jeszcze przestraszy - zaśmiał się, od dzisiaj jej mąż. Podszedł do nas, odciągając ją ode mnie.
- Cześć Chaz - przywitał się z nim Justin jakimiś męskimi wygibajtusami. Naprawdę nie mogą sobie oszczędzić takiego czegoś? Nie wystarczy zwykłe "cześć".
- Siema stary. Widzę, że zwierzę już dorwało króliczka - spojrzał znacząco na Carly, która machnęła lekceważąco ręką - Jestem Charles, znajomi mówią mi Chaz
- Miley - posłałam mu lekki uśmiech. Justin chyba wyczuł moje skrępowanie, więc przyciągnął mnie do swojego boku, owijając ciasno ręce wokół mojej talii.
- Czas na imprezę! - krzyknęła Carly, klaszcząc wesoło w dłonie. Każdy zaczął się rozchodzić do swoich samochodów.
- Chodz - szepnął mi do ucha, ciągnąc w stronę auta.
____________________________________
Siemka!
No to proszę mamy już 20 rozdział.
Mam nadzieję, że sie podobał... i sorry, że taki krótki.
Kocham soo much ♥