poniedziałek, 30 marca 2015

Rozdział 20

- Tęskniłaś skarbie? - ścisnął mój nadgarstek. Serce podeszło mi do gardła. Mój oddech był nie równy. Przecież ledwo co stoi na nogach... Już dobrze, Miley. Wciągnęłam głośno powietrze kiedy szatyn zamknął mnie w uścisku.
Chwila, jak?
Owinął szczelnie moją talię rękoma, opierając brodę o moje ramię.
- Ła-dnie pachniesz - wybełkotał pół przytomny.
Skrzywiłam sie lekko, gdy poczułam, że zaraz połamie mi wszystkie żebra
- Udusisz mnie - jęknęłam, wyswobodzając się z jego uścisku - Ile wypiłeś? - chwyciłam jego policzki, pocierając o nie kciukami.
- Odrooo-obinkę, jesteś zł-ła? - uśmiechnął się głupio, chwiejąc na różne strony.
Westchnęłam głośno, splatając nasze dłonie razem - Chodz, idziemy spać
- Ale ja nie chcę spać! - powiedział piskliwym głosem, tupiąc prawą stopą niczym mały chłopiec.
- Justinku, musisz iść, dobrze? - zmierzwiłam jego grzywkę.
- No do-o-obrze, ale przytulisz mn-nie?
- Myślę, że tak - rzuciłam krótki uśmiech, co odwzajemnił. Ruszył na górę. Oczywiście nie obeszło się bez żadnych potknięć i upadków. Kac go nie ominie.. Niech cierpi.
Posadziłam go na łóżko, następnie pomagając mu ściągnąć spodnie i bluzkę. Został w samych bokserkach.
Położył się, zanurzając gwałtownie głowę w poduszkę. Podeszłam do drzwi od łazienki. Usłyszałam jego cichy głos. Powiedział coś w stylu "i tak nie będę spał", a ja weszłam do środka. Nadal wszystko było porozwalane. Podeszłam do zlewu i przemyłam twarz wodą. Wytarłam się w czarny ręcznik i wróciłam do pokoju.  Justin już słodko pochrapywał. Wiedziałam, że zaśnie, bo zapewne wlał w siebie litry alkoholu.
Wpełzłam szybko pod kołdrę, okrywając nią również chłopaka.
- Muszę powiedzieć mamie, że będzie ba-babcią - wychrypiał zmęczonym głosem, przytulając się do mojego boku.
- Dobranoc, Justin - pstryknęłam lampkę, całując następnie lekko jego usta.
- Dobranoc, Miley. Dobranoc maluchu - pochylił się, składając mokry pocałunek na moim brzuchu. Położył głowę pod moimi piersiami, zamykając oczy.

BUM!
- Cholera
Jęknęłam, zakrywając się cieplutką kołdrą.
- Gdzie to jest?
Niech on się w końcu zamknie, bo inaczej ja mu w tym pomogę.
- Ja pierdole
Wstałam, siadając na materacu. Szatyn biegał w tą i z powrotem w czarnych rurkach, opuszczonych w kroku i bez koszulki. Gdzie nie pobiegł zostawił syf.
- Czy ja ci nie przeszkadzam? Halo, próbuję tu spokojnie spać - syknęłam, przecierając twarz dłońmi
- To już nie śpisz, bo za godzinę mamy być na miejscu - warknął, nawet na mnie nie patrząc.
- Co? - jest ósma ludzie..
- Gówno. Rusz się, bo zaraz mamy być w kościele - skupiony, próbował zapiąć swój złoty zegarek na ręku.

Ślub Carly.

Dzisiaj.

Godzina na przygotowanie się.

Drodzy państwo, oficjalnie jestem w gównie.

Zerwałam sie jak poparzona z łóżka, wbiegając do łazienki. Weszłam pod prysznic. Odkręciłam kurek i ustawiłam temperaturę wody. Wmasowałam w ciało truskawkowy żel pod prysznic, po czym spłukałam wszystko. Wyskoczyłam z kabiny, następnie wycierając się w puchowy ręcznik. Bieber walnął kilka razy pięścią drzwi od łazienki, gdy chciał wejść, a pocałował klamkę.
O nie mój drogi.. Nie będę udawać, że wczoraj nic się nie stało. Oczywiście, że musiałam je zamknąć na klucz.
I teraz mamy problem.
Nie mam nic.
Zero.
Żadnej sukienki.
Brawo.
Oparłam się o ścianę, kładąc rękę na czoło. Westchnęłam głośno, gdy zauważyłam czarny pokrowiec. Podeszłam bliżej i rozsunęłam go. Była to czarna sukienka ze skóry. W oczach pojawiły mi się małe iskierki. Pewnie Cleo wczoraj ją przyniosła.
Ledwo co ją na siebie wciągnęłam. Chyba prysznic tuż przed samym ubraniem to nie był za dobry pomysł.
Zawiesiłam na szyi złoty łańcuszek. Postawiłam na lekki makijaż.
Wyszłam zadowolona i w pełni gotowa z łazienki. Ukratkiem zobaczyłam jak Justin gapi się na mnie i wciąga powietrze zębami. Zignorowałam to. Jezu.. Wyglądał zabójczo.
Na stopy założyłam białe szpilki, aby wszystko idealnie sie komponowało.
Wyszedł z pokoju, schodząc schodami na dół.
Ruszyłam za nim. Wychodząc chwyciłam czarny płaszcz.
Jak na jesień jest wyjątkowo ciepło, ale wolę nie ryzykować.

~.~
Gdy podjechaliśmy pod budynek, ludzie już zaczęli wychodzić ze środka. radośnie przywitali parę, która jako ostatnia wyszła przez ogromne drzwi kaplicy.
Dziewczyna, hm.. Carly, wyglądała niebiańsko. Suknia idealnie podkreślała jej walory, a dół ciągnął się po ziemi.
Jej wybranek był przeciętnej urody, nie to co Justin-grecki bóg. Podskoczyłam, kiedy usłyszałam trzask drzwi, wywołany przez szatyna.
Znowu musiałam odpłynąć...
Przez całą drogę nie odezwał się ani słowem. To teraz będzie tak zawsze? Po przyjęciu mam spakować swoje rzeczy i wrócić do Stratford? Mam mętlik głowie.. A co najlepsze, zachowuje się jakbym nigdy mu nie powiedziała o dziecku, tylko jakby był obrażony, bo zrobiłam cos złego.
Gdy otworzyłam drzwi, lekki podmuch wiatru uderzył w moją twarz, zmierzwiając moje włosy.
Niezła pogoda na ślub.
Poprawiłam fryzurę, starając się nie wyglądać jak ostatnia oferma. Wyprostowałam wgniecenie na mojej sukience i przeszukałam wzrokiem ludzi, szukając Justina.
Stał obok kobiety, miała około czterdziestki. Była przepiękna, a figury mogłaby jej pozazdrościć niejedna osiemnastka.
Podeszłam bliżej, przybierając nieśmiały uśmiech.
- Dzień dobry - ręce mi sie spociły.
Przestała mówić do Justina, kiedy przeniosła wzrok na mnie.
- Witaj skarbie - posłała mi szczery uśmiech, wystawiając dłoń w moja stronę - Jestem Pattie, a ty to zapewne Miley?
- Tak, miło mi panią poznać - uścisnęłam lekko jej dłoń. Była o wiele niższa ode mnie.
- Panią? Mów mi Pattie, albo od razu mamo - puściła oczko. Przeniosłam wzrok na szatyna, który tylko przekręcił oczami.
- Um..okej, Pattie
- JUSTIN?!?! - krzyknęła Carly piskliwym głosem.
- Chodz tu mała - chłopak rozłożył ramiona, czekając aż ta w nich się schowa - Wyglądasz cudownie
- Pf. Myślisz, że jak powiesz mi kilka miłych słówek wybaczę ci to, że spózniłeś się na ślub swojej najukochańszej i najpiękniejszej siostry?
Co za skromność..
- Tak jakoś zaspaliśmy - wzruszył ramionami, całując ją prosto w czoło - Wszystkiego dobrego kochana
- Jasne, jasne.. Chwila - przepchnęła się przez niego, patrząc na mnie z przymrużonymi oczami - Zaspaliśmy?
- To jest Miley - wskazał ręką na mnie, przeczesując lekko włosy.
No tak.. Teraz każdemu będzie mnie przedstawiał, bo przecież jestem tu "nowa".
- O mój boże! - wrzasnęła, rzucając mi się na szyję.
Zabierzcie ją ode mnie.
Odsunęła się, przykładając dłoń do ust - To Miley! Nasz Justina ma dziewczynę! Jezu! - kąciki jej ust w uśmiechu dosięgały jej oczu.
- Kochanie. Zostaw ją, bo sie jeszcze przestraszy - zaśmiał się, od dzisiaj jej mąż. Podszedł do nas, odciągając ją ode mnie.
- Cześć Chaz - przywitał się z nim Justin jakimiś męskimi wygibajtusami. Naprawdę nie mogą sobie oszczędzić takiego czegoś? Nie wystarczy zwykłe "cześć".
- Siema stary. Widzę, że zwierzę już dorwało króliczka - spojrzał znacząco na Carly, która machnęła lekceważąco ręką - Jestem Charles, znajomi mówią mi Chaz
- Miley - posłałam mu lekki uśmiech. Justin chyba wyczuł moje skrępowanie, więc przyciągnął mnie do swojego boku, owijając ciasno ręce wokół mojej talii.
- Czas na imprezę! - krzyknęła Carly, klaszcząc wesoło w dłonie. Każdy zaczął się rozchodzić do swoich samochodów.
- Chodz - szepnął mi do ucha, ciągnąc w stronę auta.


____________________________________
Siemka!
No to proszę mamy już 20 rozdział. 
Mam nadzieję, że sie podobał... i sorry, że taki krótki.
Kocham soo much ♥

poniedziałek, 23 marca 2015

Rozdział 19

Przekręciłam się z ogromnym bólem głowy na drugi bok, przytulając się bardziej do mojego cieplutkiego jasia.
Jęknęłam głośno, uświadamiając sobie, że już ponownie nie zasnę, choć byłam potwornie nie wyspana. Wróciliśmy o trzeciej? Czwartej? Nie wiem dokładnie, ale nie żałuje, że z nimi pojechałam, bo było zajebiście. Nie powiem... siedziałam cała obsrana, gdy światło z zielonego zmieniło się na pomarańczowe, co znaczyło, że zaraz wyścig się zacznie. Nie mogłam powstrzymać drgania nóg, ale kiedy Justin pogłaskał mnie opiekuńczo po kolanie i uśmiechnął się w ten swój niesamowity sposób, poczułam się o wiele lepiej. Po wygranej tego głupka, postanowiliśmy to opić i wyruszyć na podbój pobliskich klubów. Wiem, że nie powinnam tego robić, ale przysięgam, że to ostatni raz.
Chwyciłam swój telefon, który leżał na szafce nocnej przy łóżku. Wstałam robiąc małe kroczki do łazienki. Kiedy już tam weszłam, zamknęłam szczelnie drzwi i szybko zadzwoniłam do mojej kochanej księżniczki.
Po trzech sygnałach usłyszałam jej głos. Jezu... Tęskniłam za nią.
- Miley?- spytała ze zdziwieniem w głosie.
- Tak, to ja
- Boże! - pisnęła mi do słuchawki, a ja szybko odsunęłam telefon od głowy
- Ciszej trochę
- Jak mogłaś tyle czasu się nie odzywać? Wiesz jak się o ciebie martwiłam? Podobno byłaś w szpitalu? Nic ci nie jest? - zadawała pytanie po pytaniu, a ja miałam ochotę zamknąć jej buzię i mocno przytulić.
- Zamknij się.. Mam większy problem - przygryzłam lekko wargę i odparłam - Jestem w ciąży
- Słucham?
- To co słyszałaś - moje oczy zrobiły sie szkliste, ale nie rozpłakałam się, nie tym razem.
- Kochanie gratuluję!
- Dzięki, ale..
- Ale co?
- Jak mam to powiedzieć Justinowi - nagle usłyszałam skrzypnięcie otwierających się drzwi.
- Musze kończyć. Niedługo się odezwę. Cześć Van - koniec rozmowy.
- Co masz mi powiedzieć? - spytał mnie szatyn. Stał ze zmarszczonymi brwiami i rękoma założonymi na piersi, opierając się o framugę drzwi. Był ubrany w szare, zwężane na łydkach, dresy i biały podkoszulek, idealnie opinający jego mięśnie brzucha.
- Nic. Lecę się przejść - próbowałam go wyminąć i jak najszybciej nie móc patrzeć mu w oczy, ale mi na to nie pozwolił, stojąc dalej w przejściu.
- Mogę przejść? - stanęłam, opierając rękę na biodrze. On nigdy nie ustąpi.
- Nie wyjdziesz dopóki nie dowiem się o co tobie chodzi - powiedział, wpychając mnie dalej w głąb łazienki. Kiedy odsunęłam się od niego, zamknął drzwi, przekręcając gałkę.
- O co ci teraz do cholery chodzi? Przecież nic się nie dzieję - to nie jest dobry moment, aby powiedzieć mu całą prawdę.
- Hm.. Masz okres prawda?
- Tak, ale co to ma do.. - przerwał mi, oblizując nerwowo wargi.
- To jakim, kurwa, sposobem bierzesz tabletki. Myślisz, że jestem głupi? - warknął. Poczułam nieprzyjemny dreszcz, który rozszedł sie po całym moim ciele. Zrobiło mi się słabo i brakowało mi powietrza, czując na sobie jego wzrok - Zabrakło ci języka? Zadałem ci pytanie, a teraz czekam na odpowiedz - szarpnął mną, a jego palce boleśnie wbiły się w moją skórę.
- Przestań. To boli, Justin - próbowałam się uwolnić z jego uścisku, ale na nic... Był silniejszy ode mnie.
- To powiedz mi w końcu o co chodzi - krzyczał coraz głośniej, a ja już nie miałam siły. Miałam ochotę zwinąć się w kłębek na łóżku i po prostu zasnąć. Byłam już zmęczona tym wszystkim.
- Serio chcesz wiedzieć? - wrzasnęłam, wyrywając sie z jego uścisku - Jestem w ciąży. Zadowolony? Będziesz tatusiem - z moich oczy lało sie morze łez. Nie mogłam tego powstrzymać. Przyłożyłam rękę do ust kiedy zdałam sobie sprawę co powiedziałam.
- Co ja zrobiłam.. - szepnęłam, kręcąc głową.
Stał i gapił się z pustym wyrazem twarzy. Był oszołomiony.
- Żartujesz sobie? Kurwa, ciężko jest pamiętać o tabletce codziennie rano? - przeczesał włosy, szarpiąc za końcówki. To co robi kiedy jest wkurwiony.
- To była tylko jedna.. - szepnęłam, a mój głos łamał sie z każdym wypowiedzianym słowem.
Szatyn wyciągnął telefon z kieszeni, szukając czegoś w nim.
- Co-co ty robisz? - podeszłam bliżej, ale nie dotknęłam jego. Bałam się, że zaraz wybuchnie.
- Jeszcze głupio pytasz? Załatwiam ci tabletki wczesnoporonne.. - wymamrotał, jakby to było oczywiste.
- Nie - powiedziałam stanowczo.
- Jak to, kurwa, nie? - zmarszczył brwi, nadal patrząc tępo w ekran iPhone.
- Nie będziesz mi niczego załatwiał. Urodzę to dziecko, rozumiesz? - sama nie wiem skąd się wzięła ta pewność siebie w moim głosie. Za żadne skarby bym tego nie zrobiła. To my zjebaliśmy. To dziecko nie jest niczemu winne i ma prawo żyć.
Gdy uniósł wzrok, patrząc prosto w moje oczy, pożałowałam, że się w ogóle odezwałam.
- Zdajesz sobie sprawę z kim rozmawiasz, skarbie? - zrzucił wszystkie kosmetyki stojące na szafce, obok umywalki - Pytam sie - złapał mnie za ramię, mocno ściskając.
- Justin..
- Ty tępa suko. A może jednak mnie zdradziłaś? Dobrze ci sie z nim pieprzyło, hm? - śmiał się ironicznie, ciągle popychając mnie i szarpiąc.
- Przestań.. Proszę - jestem bezsilna, nic nie warta. To był błąd. Czemu ja już wtedy nie wyjechałam? Czemu? Nagle usłyszałam dzwięk rozbijającego się szkła o zimne kafelki.
- Kurwa - krzyknął. Zsunęłam się po ścianie, siadając w kącie.Przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej, dławiąc się łzami.Obserwowałam jak Justin, zaczął wszystko zwalać z półek w potężnej furii. Kopnął jeszcze kosz z brudnymi ciuchami, zanim wyszedł z łazienki. Usłyszałam głośny huk na dole, więc pewnie wyszedł z domu.
Wybuchnęłam głośnym płaczem, kładąc się na zimnych kafelkach.

~.~
- Miley? - ktoś szturchnął mnie w ramię - Miley, pobudka
Otworzyłam przerażona oczy, a tętno podskoczyło mi do maksimum. Jeżeli wrócił Justin już po mnie...
- Nie dotykaj mnie - zerwałam się z miejsca, wracając z powrotem tam gdzie wcześniej siedziałam, kuląc się jak mała dziewczynka.
- Juz spokojnie, to ja. Co tu się stało? - Cleo podeszła do mnie, a następnie kucnęła.
- Co ty tu robisz?
- Byłyśmy umówione na zakupy. No wiesz początek listopada, trzeba zaopatrzyć się w coś cieplejszego - uśmiechnęła sie lekko. Wstała i podała mi rękę, a ja ją złapałam, robiąc dokładnie to co ona.
- Kurde.. - westchnęłam - Musiałam zapomnieć - rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wszystko wyglądało jak po przejściu tsunami. Na podłodze pełno szkła i różnych gówien. Spojrzałam w lustro. Wyglądałam jak gówno, nawet i gorzej.
Gdzie sie podziała ta Miley Johns, która nigdy by nie pozwoliła, żeby jakiś dupek ją skrzywdził? No tak, dawno spieprzyła.
Przetarłam lekko oczy, czując kolejna fale łez.
- Ej, kochanie.. - Claudia przytuliła mnie do siebie - Powiesz mi co jest? - zapytała łagodnie.
Tak, tego mi było trzeba. Typowo babskiej rozmowy --jak na filmach--

Kiedy założyłam na siebie dresowe spodnie i jakąś rozciągniętą bluzkę, usiadłyśmy razem na sofie w salonie włączając jakąś beznadziejną komedię romantyczną. Cleo znalazła lody czekoladowe w zamrażarce i dodała tam wszystko co znalazła w kuchni, dosłownie. Zaczynając od różnych słodkości, kończąc na owocach. Nazwała to "Specjał Claudii".
Nałożyłam na łyżeczkę odrobinę deseru i zaczęłam sie mu przyglądać.
- Miley? Co ty robisz? - podniosła brwi i bacznie mi sie przyglądałam.
- Boje się tego zjeść
- Nie marudz i jedz - podwinęła nogę pod tyłek, szeroko się uśmiechając.
- Dobra - wsadziłam łyżkę do ust, zdejmując językiem lody - Moja kuchareczka - zaśmiałam się, a ona nadal sie we mnie wpatrywała - Co?
- W końcu się usmiechnęłaś- mrugnęła do mnie - A teraz mów co stało się z łazienką
Westchnęłam, odkładając deser na stolik.
- Jestem w ciąży - spuściłam wzrok. Jakoś teraz łatwiej mi sie o tym mówi.
- Co? - wydawała się być w szoku, ale szybko zamieniła to na ogromny, szczery uśmiech - Ja pierdole.. To cudownie! - klasnęła zadowolona dłońmi.
- Cudownie? - z czego ona się cieszy?
- Jezu! - schowała usta w dłoni.
- Co znowu?
- Przeklęłam!
- I?
- I? Musze się nauczyć tego nie robić przy was - powiedziała śmiertelnie poważnie, kładąc dłoń na moim brzuchu i patrząc na niego, no nie wiem.. z uwielbieniem?
- Zaczynam się bać - pisnęłam, uciekając na sam koniec kanapy.
- Boziu, jak to będzie dziewczynka załatwię jej sesje zdjęciowe gdziekolwiek będzie chciała. A jak urodzi się chłopczyk, to..
- To?
- To będzie wyścigowcem. Nie. Nie. Będzie modelem.. O tak.. To jest cudo.. - wsadziłam jej łyżeczkę z górą lodów do buzi, aby sie zamknęła.
- Wiesz, chyba więcej ci już nic nie powiem - pokręciłam przecząco głową.
Głośno przełknęła zawartość swoich ust, następnie oblizując dolną wargę - Kocham dzieci i przygotuj się na to, że jak już sie urodzi, będę tu 24/7 - skwitowała.
No no, ta niegrzeczna Cleo kocha dzieci.
- Załamujesz mnie - uśmiechnęłam się szeroko.
- Wiem, mamusiu - zaśmiała się. Widziałam, że chce coś powiedzieć, ale boi się jak zareaguję.
- Gadaj - mruknęłam.
- Co?
- Wiem, że chcesz o coś zapytać - spojrzałam się na nią.
- Co na to Justin? Jak to przyjął? Chyba, że mu jeszcze nie powiedziałaś?
I właśnie jak Cleo skończyła, drzwi z impetem się otworzyły, a w progu stanął Justin, nawalony w trzy dupy.
- Naprawdę muszę odpowiadać? - skrzywiłam się, patrząc jak szatyn siada na schodku, który prowadził do salonu, i próbuje rozwiązać lewego buta, mamrocząc coś pod nosem.
- Okej, to ja już uciekam. Trzymaj się i powodzenia. Kocham - pomachała w moją stronę Cleo. Rzuciła krótkie "cześć" w stronę chłopaka i wyskoczyła z domu.
Justin, podtrzymując się ściany, stanął przede mną. Z daleka było czuć alkohol i zapach marihuany od niego.
-Tęskniłaś Skarbie?- uśmiechnął się szyderczo, ściskając w dłoni mój nadgarstek.



_______________________________________________________________________________
Siemka!
Jest nowy rozdział. Nie wiem czy spodziewaliście sie, że tak zareaguję.
Kocham was i do następnego !

środa, 11 marca 2015

Rozdział 18

- Jestem w.. w... Eh.. - schowałam głowę w ręcę - Mam okres - no to palnęłam. Brawo! Po co mu mówić o ciąży? Co to dla mnie?
- Co..? - powiedział piskliwym głosem. Wyglądał jakby miał się posrać ze śmiechu - Okres? Czyli nie ma bzykanka na zgodę? - wydął swoją dolną wargę.
- Sorry - wpiłam się w jego wargę. Chłopak siedział jak sparaliżowany, ale nie na długo. Odwdzięczył mój pocałunek, ciągnąc mnie bliżej do siebie. Przerzuciłam zwinnie jedną nogę, tak że teraz siedziałam na nim okrakiem. Złapałam dłońmi jego policzki, kontynuując. Powoli zaczął się niecierpliwić, gdyż ścisnął brutalnie moje pośladki, a jego język próbował znaleźć mój. W końcu dałam mu za wygraną. Wbiłam paznokcie w jego plecy, na co z jego gardła wydostał się cichy jęk.
- To bolało - wymruczał do moich ust.
- Bo jesteś niecierpliwy..
- A ty gorąca.. - oderwałam się od niego i spojrzałam głęboko w jego pełne troski i miłości oczy -  Mam pytanie?
- Tak?
- Jak udało ci się tak szybko spakować? - kiwnął brodą na walizki.
- Wszystko już było spakowane - wzruszyłam ramionami, gładząc opuszkami palców jego kark.
- Ale jak to? - zmarszczył brwi.
- Jak wyszedłeś bez żadnych wyjaśnień, spakowałam się i miałam wrócić do Stratford..
- Chciałaś mnie opuścić?!
- Chyba.. Tak - przygryzłam policzek od środka.
- Nie odważyłabyś się - pewny siebie uśmiech zagościł na jego twarzy.
- Skąd wiesz?
- Stąd, że mnie za bardzo kochasz żeby to zrobić - cmoknął w moja stronę.
- Za bardzo pewny siebie - pokazałam mu język. Pewnie wyglądałam jak idiotka, ale trudno - Właśnie co do tamtego dnia.. To co u licha ci strzeliło do ego jebanego łba?! - powiedziałam, poprawiając koc na moich ramionach.
- Wisiałem koledze przysługę
- Słucham? Ty mogłeś umrzeć?! - krzyknęłam, nie wierząc własnym uszom - Kompletny idiota. Zero mózgu.. - sapnęłam, wywracając oczami.
- Daj spokój.. Jestem tutaj no nie?
- Ale słuchaj..
- Miley.. - westchnął.
- Ale.. - tym razem przycisnął swój palec do moich ust, abym przestała gadać.
- Mam ci go odgryzć? - wzięłam jego rękę, mocno ściskając. Posłałam mu piorunujące spojrzenie.
- Grozna - zaśmiał się głosno, tak że jakąś babka spojrzała się na nas jak na idiotów. Sorry za takiego dupka, ale pani przyzna on jest boski! - Pamiętasz o ślubie?
- Owszem
- A pamiętasz, że jest pojutrze? - otworzyłam szeroko oczy. Jak pojutrze?! Że co? Chyba do reszty pojebało.!
- Kurwa - mruknęłam do siebie.
- Spokojnie - spojrzał na mnie znacząco. Zeszłam z niego i stanęłam na równe nogi.
- Jak? Przecież nie mam się w co ubrać?! - zakryłam ręką usta - Czemu mi nie przypomniałeś?
- Hm.. Bo byłem w śpiączce - jęknął poirytowany. Przeciągnął się, a jego mina zrobiła się skwaszona. Kiedy on zrozumie, że ma świeżą ranę? A własnie! Spojrzałam na jego brzuch i ujrzałam wielką, czerwoną plamę.
 - Ty.. ty krwawisz- pisnęłam.
- Cholera.. - westchnął.
- Chodz musimy coś z tym zrobić - uśmiechnęłam się zachęcająco, wyciągając w jego stronę dłoń. Kiwnął głową na znak, że mam racje i splótł nasze palce razem. Otworzyłam drzwi od domu i weszliśmy razem.
 - Nie dotykaj! - krzyknęłam kiedy zobaczyłam, że już próbuje majstrować przy bandażu - Ja się tym zajmę..
- No dobrze - oznajmił, klepiąc mnie po tyłku.
Nie puściłam jego dłoni, kiedy szliśmy na górę, do sypialni.
- Wskakuj na łóżko i zdejmuj to.. - pokazałam palcem na jego zakrwawioną bluzkę. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, szukając apteczki.
- Apteczka jest w łazience - machnął ręką. Zdjął koszulkę, ukazując swój idealny brzuch. Poszłam poszukać czerwonego pudełka z bandażami. W końcu go ujrzałam.
- Tu jesteś - powiedziałam do siebie. Wróciłam do pokoju.
Usiadłam okrakiem na jego krocze, kiedy leżał już na łóżku, szarpnęłam mocno za zakrwawiony bandaż. Justin skrzywił się lekko i jęknął z bólu.
- Nie bądz baba, Bieber - mrugnęłam do niego. Ten położył rękę na swoim czole i westchnął.
- Chcesz to możemy się zamienić.. Nawet nie wiesz jak to kurewsko boli.. - powiedział, przygryzając wargę - Miley! Ostrożnie..
- Odczep się ode mnie, to mój pierwszy raz
- Wszystko co robisz to twój pierwszy raz - wbiłam dwa palce w jego klatkę piersiową.
- Cicho bądz. Powinieneś mi podziękować, że uratowałam ci to jebane życie, a nie mi dokuczać - kiedy rana ujrzała światło dzienne, spsikałam ją jakimś bezbarwnym płynem, który przepisał mu lekarz. Oczywiście pan Justin musiał cały czas jęczeć i się krzywić, cokolwiek bym nie zrobiła - Gotowe - otarłam czoło z potu i pocałowałam szatyna w usta.
- Ja żyję? -  zaśmiał się, trącając mnie palcem w biodro.
- Niestety.. - syknęłam, wkładając wszystkie rzeczy z powrotem do apteczki.
- Nie rób tego - jęknął, odchylając głowę w tył.
- Nie rób czego? - o co mu teraz chodzi?
- Nie wciskaj swojego zajebiście seksownego tyłka w moje klejnoty - przygryzł swoja wargę.
- Czyli mam nie robić tego? - przesunęłam się lekko, ocierając o jego przyrodzenie, które nieco się uniosło.
- Miley, nie drażnij mnie.. - warknął seksownym głosem.
 - Bo co mi zrobisz?
- To - przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować namiętnie. I to ja lubię!
Usłyszałam ciche szuranie.
- Słyszałeś to? - zmarszczyłam brwi.
- Nie..
- No nic, to na czym sko..
Szmer.
- Kurwa - syknął, spychając mnie z siebie, gdy tylko wstał.

JUSTIN

- Zostań tu - posłałem jej znaczące spojrzenie, bo wiem jakim wrzodem na dupie jest i jak uwielbia wtrącać wszędzie swój malutki nosek. Lekkie światło z pokoju podało pod kątem prostym, na salon. Wyciągnąłem z szafki przy drzwiach mój naładowany pistolet, trzymając go prosto przed sobą. Pstryknąłem włącznik światła, wciąż stojąc na górze schodów, kiedy przed moimi  oczami pojawił się, potykający o stopień, Mike.
- Mike! kurwa, czego? - opuściłem spluwę i schowałem ją do tylnej kieszeni spodni.
- Spokojnie - uniósł ręce w geście obronnym - Gdyby nasza księżniczka odbierała telefon, nie byłoby mnie tu - zwęził oczy, oglądając mnie - Ale widzę, że miałeś coś innego na głowie - wzruszył brwiami.
- Nie mam czasu, więc gadaj co chcesz?
- James mnie przysłał. Dzisiaj jest wyścig, idziesz ze mną - zauważyłem, że zerka co chwilę za moje plecy.
- Miley, mówiłem żebyś tam została.. - westchnąłem, odwracając się na pięcie.
- Ide z tobą - wymruczała, patrząc na mnie tymi wielkimi oczami.
- Dobra, ale..
- My się chyba jeszcze nie znamy. Cześć kochanie, jestem Mike - uśmiechnął się do niej.  Przeniosłem wzrok na Miley, która stała z zniesmaczoną  miną. Oho, teraz się zacznie.
- Jeszcze raz tak do mnie powiesz, a zdejmę ci z buzi ten twój głupi uśmiech - stanęła, podpierając sie o ścianę.
 Moja dziewczynka.
- Miley.. Leć się ubrać - spojrzałem na jej gołe ręce, oblizując lekko wargi. Zrobiła tak jak kazałem. Spojrzałem na Mika, który stał jak osłupiały.
- Um.. Bieber, a ty nie miałeś.. - podszedłem do niego, zaciągając go dalej od pokoju.
- Miałem, ale tego nie zrobiłem jak widzisz - syknąłem.
- Nie mów, że sam Justin Bieber zakochał się w jakiejś małolacie - gwizdnął
- A jesli tak to co?
- Nic nic - wszedłem szybko do pokoju, zakładając czarną bluzę, a na głowę czerwonego fullcapa. na stopy zwykłe, białe supry. Gdy sie odwróciłem ujrzałem, brunetkę miała na sobie ciasne jeansy, białą podkoszulkę, czarna skórzaną kurtkę i czarne air force. Chwyciłem ja za rękę i ruszyliśmy do samochodu.

~.~
O cholera!
Tak, tylko tyle udało mi się z siebie wydusić, kiedy przyjechaliśmy na miejsce, w którym byłam pierwszy raz. Wszędzie stały odpicowane, kolorowe, warte miliony samochody. Ludzi było w chuj dużo, a na każdym aucie mogłam dostrzec kilka dziewczyn, rozkładających nogi przed kolesiami. Jezu, nawet nie pytajcie.
Udałam odruch wymiotny, na co Justin się zaśmiał, całując mnie prosto w czoło. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, w powietrzu dało się wyczuć mieszankę dymu i alkoholu.
Każdy zaczął do nas podchodzić, wesoło witając się z Bieberem. Szłam za nim krok w krok, kiedy ktoś złapał mnie za ramię. Odwróciłam się z pytającym spojrzeniem, a przede mną pojawił się brązowowłosy przystojniak. [KLIK] Jaki on boski, kurwa.
- Hej. Jesteś tu nowa? Znam tu każda laskę i żadna nie jest taka ładna jak ty - spojrzał na mnie, oblizując swoje wargi. Obróciłam sie, szukając Justina. Czułam jego intensywny wzrok na swoim tyłku.
- Tak. Jestem tu pierwszy raz - zaczęłam bawić sie suwakiem od kurtki.
- Jestem Bruce
- Miley
- Może chcesz mi towarzyszyć w wyś.. - nie dokończył, bo przeszkodził mu Justin.
Zaraz jak on to?
 - Cześć Bruce. Widzę, że poznałeś Moją dziewczynę - podkreślił słowo "moja". Widzę, że ktoś jest tu zazdrosny.
- Och.. Czyli jesteś z Bieberem, szkoda.. Wielka szkoda - uśmiechnął się tak, jakby to ująć, no jak jakiś gangster.
- Tak jest ze mną, a ty zabieraj stąd swój żałosny tyłek - warknął Justin.
- Widzę, że komuś zepsuł się humorek, bo wie, że dzisiaj wróci do domu z niczym. No oczywiście, nie licząc tej pięknej pani, ale wiesz co? - przystanął na chwilę, dobierając odpowiednie słowa -  Już niedługo będzie moja i to moje imię będzie krzyczała w łóżku, prosząc o więcej. Obiecuje - uśmiechnął się złośliwie, oblizując górną wargę, kiedy "zjechał mnie" wzrokiem. Nie minęła chwila, a Justin rzucił się na niego jak głodne zwierze, okładając go pięściami gdzie popadnie.
- Justin! - krzyknęłam z przerażenia - Uspokójcie się... Błagam - Wyłapałam wzrokiem plecy Biebera. Raz się żyje... Rozpędziłam się, wskakując wprost na niego. Oplotłam go nogami w pasie, zakrywając dłońmi jego oczy. Bruce to wykorzystał, uderzając Justina pięścią w łuk brwiowy. O ty chuju, mieliście przestać...
Ściskając palce ze sobą, zamachnęłam się z całej siły, sprzedając brązowowłosemu piękne uderzenie w policzek. Zaklął pod nosem, wypluwając krew razem ze śliną. Wtedy wyskoczył z tłumu Mike z kilkoma chłopakami. Dwóch z nich złapało Bruca za ręce, powstrzymując go od dalszego ataku.
Justin zrzucił mnie z pleców, tak że upadłam plackiem na asfalt. Przechodząc, sorry popychając każdego kto stanie mu na drodze, pobiegłam za nim i wołałam go, ale miał mnie w dupie.
- Zatrzymasz się w końcu?! - miałam dosyć biegania za nim. Zatrzymaliśmy się koło jakiegoś magazynu pomazanego sprejem. Szatyn odwrócił się w moją stronę.
- Mam przez ciebie same problemy. Doprowadzasz mnie do białej gorączki, a kiedy nie zamykasz mordy mam ochotę ci strzelić w nią kilka kulek - kopnął z całej siły jakąś butelkę, która rozbiła sie o pobliski śmietnik - Wtrącasz się wszędzie, bez potrzeby, a ja wtedy mam ochotę cie zabić - wzdrygnęłam się na jego słowa. Cofnęłam się do tyłu, kiedy stanął niebezpiecznie blisko mnie, tak że czułam jego ciężki i przypspieszony oddech na mojej twarzy. Wiedziałam co teraz się stanie. Widziałam to w jego oczach, które strasznie pociemniały.
uniósł dłoń, zatrzymując ja nagle na wysokości mojej twarzy.
- Nie mogę.. - westchnął, zanurzając twarz w zagłębieniu mojej szyi. Czułam i słyszałam jak próbuje się uspokoić, z trudem panując nad oddechem.
- Już spokojnie Justin.. - przytuliłam go z całej siły, masując jego plecy.
- Przepraszam - szepnął, a jego głos się załamywał.

Co się przed chwilą stało?

_______________________________________________________________________________
No cześć!
Mam nadzieje, że rozdział sie podobał, a tak w ogóle to bardzo przepraszam za takie dodawanie, ale trudno jest mi pogodzic szkołę z blogiem, ale tylko dla was tu jestem i przykro mi sie robi jak widze, że kiedys czytało jeden rozdział z 300 osób, a teraz zaledwie 60 to bardzo przykre. No nic, dla tych co czytają, mógłby ktoś pozostawic komentarz, bo dla mnie to duża motywacja.
Dodałabym wcześniej, no ale usunął mi sie z kompa cały rozdział i musiałam od nowa pisać 
Kocham was !!!!!!

piątek, 6 marca 2015

Notka

Siema kochani!
Wiecie, pewna niesamowita dziewczyna prowadzi bloga, znaczy niedawno go założyła i chciałabym jej pomóc zdobyć czytelników, a więc tu macie linka I want to strive for what i had in childhood
Nie zawiedziecie się ♥

środa, 4 marca 2015

Rozdział 17

- Spieprzyłeś robotę Bieber - powiedział, opierając się o framugę drzwi.
- Siema stary... - Justin przybił piątkę z "irytującym gangsterem", który nagle zwrócił na mnie uwagę.
- Wy nadal razem? - odparł, podchodząc do mnie.
- Jak widać - wywróciłam oczami, gdy nagle objął mnie w pasie - Coś ci się chyba pomyliło - odsunęłam się od niego jak najdalej.
Nadal jest tym samym dupkiem co wcześniej.
- Jak zawsze zadziorna.. Niezle wyszkoliłeś suczkę -  kiwnął zadowolony głową, patrząc na mnie obleśnym wzrokiem. Oblizał dolną wargę.
- Coś powiedział? - rozszerzyłam oczy, krzyżując ręce na piersi. Trzymajcie mnie, bo kiedyś go zabije.
- To co słyszałaś.. - obejrzał mnie od góry do dołu, zatrzymując swój wzrok na mojej zaciśniętej pięści - Wyluzuj skarbie
- Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a.. - już miałam zamiar powiedzieć coś czego na 100% bym żałowała, ale Justin mi przerwał.
- Miley.. - spojrzał się na mnie tymi swoimi wielkimi oczami.
- Co?! - powiedziałam przez zęby.
- Wiesz, że cię kocham
- Dobra, już wychodzę. Będę na korytarzu - posłałam Maxowi ostrzegawcze spojrzenie. Nie chcę, żeby Justin znowu w coś się wpakował.

JUSTIN

Odprowadziłem Miley wzorkiem, zanim zniknęła za drzwiami.
- Niezła jest - gwizdnął Baker
- Wiem - oblizałem swoje spierzchnięte usta, przeczesując włosy, które układały się w różne strony świata.
- Pamiętasz jak odstąpiłem ci laskę chociaż była moja?
- Nicole?
- Zgadza się
- No to co z nią?
- Oddałem ci ją, więc może teraz twoja kolej - uśmiechnął się cwaniacko, poruszając swoimi brwiami. Wiedziałem o co mu chodzi i nie podobało mi sie to kurwa.
- Masz szczęście, że właśnie leżę i jestem przypięty do tych jebanych kabli, bo dawno byś już nie żył. Teraz gadaj po chuj tu przyszedłeś, bo chyba nie po to żeby mi powiedzieć, że spierdoliłem sprawę..
- Spoko stary. To chyba logiczne, że taka laska jak ona działa na mnie.. i to bardzo - parsknął śmiechem, poprawiając swoją skórzaną kurtkę - Przysłał mnie James
- Wiem.. Bo niby kto inny zawracał by mi głowę? - powiedziałem poirytowany.
- Kazał mi przekazać, że nie masz co się martwić psami i masz się wstawić w jego magazynie na przedmieściach
- Coś ważnego?
- Wyścigi kochaniutki. Wracasz do gry - tymi słowami zakończył swoją wizytę i wyszedł z sali.

MILEY

Stałam, opierając się o parapet gdy nagle poczułam lekkie muśnięcie na mojej szyi. Zauważyłam czarne ręce, które oplotły mnie w tali.
- No i znowu się spotykamy księżniczko - jego ręka błądziła niebezpiecznie mojego miejsca intymnego.
- Zabieraj te swoje łapy, albo zrobi się nie przyjemnie - zagryzłam wargę, aż poczułam nieprzyjemną ciecz w ustach.
- Podobasz mi się Miley - szepnął mi do ucha, przygryzając jego płatek. Zamachnęłam się, a mój łokieć wbił się w jego brzuch. Jęknął, zginając się w pół, przy tym mamroczał wiązankę przekleństw.
- Mówiłam, że zrobi się nie przyjemnie jeśli nie zabierzesz tych swoich rąk - uśmiechnęłam się zwycięsko.
- Zobaczysz znowu się spotkamy, a wtedy może być już nie przyjemnie - wyprostował się. Wyminął mnie i poszedł w stronę wyjścia. Ostatnim razem też tak mówił, ale zapewne gdyby nie to, że jesteśmy w szpitalu dawno by mnie gdzieś zaciągnął i... Zgwałcił?!

~.~

Minęło półtorej tygodnia, a Justin mógł już wrócić do domu. Max już chyba przez ten czas nie pojawił sie w szpitalu.
Otworzyłam drzwi od domu, stawiając czarną torbę obok ściany, a fala ciepła uderzyła mnie w twarz. Szatyn z szerokim uśmiechem wszedł do środka.
- Wreszcie w domu - rozłożył ramiona, rozciągając się. Sądząc po jego minie, przypomniał sobie, że niedawno miał operację i nie wszystko sie zagoiło.
- Idiota - pacnęłam go lekko w łeb.
- Ale mnie kochasz, prawda..? - podchodził do mnie bardzo powoli z dużymi oczkami i wydętą do przodu dolną wargą.
- Przecież wiesz, że nie - puściłam oczko w jego stronę.
- Nie wygłupiaj się - położył ręce na moich biodrach - Wiem, że mnie kochasz.. Bardzo - przygryzł skórę na mojej szyi, a z moich ust wydostał się cichy jęk.
- Niech ci będzie - pociągnęłam za końcówki jego włosów.
- Mam nadzieję, że kiedy byłem w szpitalu nie znalazłaś sobie nowego fagasa - parsknął śmiechem.
- Nie powiedziałeś tego - popchnęłam jego klatkę piersiową żeby sie ode mnie odsunął - Dupek! - miałam zamiar wejść na górę, ale jego ręka mnie zatrzymała.
- Skarbie.. - westchnął.
- Nie dotykaj mnie - warknęłam, uwalniając się z uścisku. Wbiegłam szybko po schodach. Wparowałam do pokoju. Rozejrzałam się za walizkami, które po chwili znalazłam. Chwyciłam je i bez wahania zeszłam na dół. Ustawiając je pod drzwiami. Schyliłam sie i założyłam swoje timberlandy.
- Gdzie idziesz? - spojrzał się na mnie, a potem na walizki - Miley..?
Olałam go, szarpiąc za bagaże.
- Skarbie.. Sorry, nie chciałem cie urazić. To był żart - podszedł do mnie i wyrwał jedna z toreb - Spójrz na mnie
- Powiedziałam nie dotykaj mnie! - wyszłam z domu trzaskając drzwiami.
Wychodząc z domu, usiadłam na ostatnim schodku prowadzącym pod drzwi. Z nerwów zapomniałam kurtki. Cholera! Jest tak zimno, ale nie.. Nie wrócę tam.
Przycisnęłam kolana do klatki piersiowej, opierając na nich brodę. Próbowałam wyrównać oddech, bo z tego co wiem to stres nie służy dziecku.
Teraz pewnie uważacie, że przesadziłam, ale to ja się nim opiekowałam przez te pare zasranych dni. To ja w ogóle nie zmrużyłam oka, bo się tak o niego martwiłam, a on mi z takim czymś wyskakuję, co ja jakaś dziwka? Przepraszam, pare razy mnie tak nazwał, więc pewnie dla niego nią jestem.
Usłyszałam zamykające się drzwi, a za chwilę zostałam okryta cieplutkim kocem.
- Czego chcesz? - spojrzałam się na niego, a ten usiadł jak najbliżej mnie. Gdy nasze oczy się spotkały, szybko odwróciłam wzrok. Wiem, że ma takie spojrzenie, które działa na mnie kojąco.
- Myślałem, że sobie juz poszłaś..ja, ja przepraszam, po prostu nie wiem kiedy powinienem zamknąć buzię i nic nie mówić. Kocham cię, a to był tylko żart. Przecież wiesz jaki jestem.. - chwycił mój podbródek w rękę i uśmiechnął się.
- Właśnie wiem jaki jesteś. Mówiłeś tyle razy, że się zmienisz, ale po chuj takie obiecanki cacanki... Co się z tobą dzieję? - powiedziałam wyrywając twarz z jego uścisku.
- Co się ze mną dzieje? Ze mną kurwa?! To ty mi powiedz, co z tobą jest nie tak. Chodzisz wkurwiona całymi dniami, czepiasz się o chuj wie co, przez te twoje humorki mam ochotę ci wpierdolić. Jaki ty masz problem? - przeczesał włosy, szarpiąc brutalnie za ich końcówki, to oznacza, że jest wkurzony.
- Ty nic nie wiesz.. - spuściłam głowę w dół, a w mich oczach pojawiła sie pojedyncza łza. Miałam ochotę mu wykrzyczeć w twarz, e tym problemem jest ciąża.
Parsknął śmiechem - Oświeć mnie - wzięłam głęboki oddech.
- Jestem w...
Zrobiło mi się słabo, a serce zaczęło walić mi niemiłosiernie. Miley ogarnij się!
Powiedzieć mu?
Tak.

Nie.

Tak.

Nie.

Nie wiem.

Cholera!

Czułam intensywny wzrok Justina na sobie, co jeszcze bardziej mnie denerwowało.





_____________________________________________________________________________
Witajcie Miśki!
Jest i 18 rozdział. mam nadzieję, że nie jesteście zli za te moje dodawanie rozdziałów.
Wiecie, że was kocham? Wiecie.
Pozdro xo

poniedziałek, 2 marca 2015

NOTKA

Przepraszam was wszystkich. Wiem, że zaniedbałam ten blog, ale mieszkam z babcią i tam mam neta z limitem, więc dlatego nie wstawiłam żadnego rozdziału. Już jutro będzie następny.
Mam nadzieję, że ktoś został :)
Kocham was bardzo mocno ♥