Miley POV
- Jesteś niewdzięczną suką, Miley - krzyknął mi prosto w twarz - Zachowujesz się jak dziwka! - powiedział to z taką łatwością, a łzy cisnęły mi się do oczu.
Nie wytrzymałam.
Słona ciecz powoli spływała po moich policzkach.
Nie chcę się z nim kłócić, już i tak robimy to regularnie. To chyba będzie nasz zwyczaj.
Pewnie bym coś odszczeknęła, ale boje się..Boję się tego, że może mnie uderzyć. Po ostatnim razie mam siniaki na nadgarstkach.
Popchnął mnie, tak że plackiem upadłam na podłogę.
Chcę być jak najdalej niego.
Przeczołgałam się do rogu pokoju. Siedziałam i powoli szlochałam
No kurwa zajebiście rozkleiłam sie przy nim.
Głośno westchnął. Podszedł i kucnął przy mnie.
- Chodz tu - rozłożył ramiona, patrząc na mnie przeszywającym wzrokiem. Przez chwilę się wahałam, ale trwało to krótko. Owinęłam ciasno ręce wokół jego tułowia, wciągając przy tym zapach, którego nie zapomnę do końca życia -Przepraszam. To się więcej nie powtórzy, obiecuję- ułożył swoją szczękę na moim ramieniu, a rękoma gładził miejsca tuż nad moim tyłkiem.
Nie obiecuj czegoś, czego nie jesteś pewien.
- No właśnie.. - zaczął, a ja zainteresowana, odkleiłam głowę od jego klatki piersiowej. Obserwowałam jak grzebie po kieszeniach spodni i czegoś szuka. W końcu wyciągnął białą kopertę i podał mi ją.
- Co to? - zmarszczyłam brwi, patrząc uważnie na biały papier.
- Zaproszenie - wzruszył ramionami. Wstał z podłogi, siadając na niezaścielonym łóżku.
- A jaśniej można? - podniosłam się z miejsca, drepcząc ścieżką, którą przed chwilą sam szedł. Usiadłam po turecku na miękkim materacu, wyciągając różową karteczkę ze środka.
- Moja siostra, Carly, wychodzi za mąż. Będzie cała moja rodzina, więc my też jesteśmy zaproszeni - przyciągnął mnie bliżej. Jego ręka gładziła moje udo, kiedy ja oglądałam śliską karteczkę. No tak.. po środku były, obsypane złotym brokatem, dwie splecione ze sobą obrączki.
- Ty jesteś zaproszony - skwitowałam, chowając z powrotem zawartość do środka białej koperty.
- Z tego co wiem to jesteś moją dziewczyną i musisz iść ze mną.
- Nie Justin. To jest przyjęcie rodzinne, a ja nie chcę wam przeszkadzać. Poza tym co powiedzą wszyscy jeśli zauważą, że przyprowadziłeś ze sobą jakąś tam dziewczynę na tak bardzo ważną uroczystość dla twojej rodziny? I jeszcze coś.. po prostu będzie mi głupio no.. rozumiesz? - zapytałam choć nie czekałam na odpowiedz. Uniosłam wzrok na Justina, który wystukiwał coś na swoim IPhonie.
- Co ty robisz? - pisnęłam gdy zauważyłam ten jego głupi, cwany uśmieszek. Wiem, że coś kombinuje.. ten uśmiech zawsze go zdradza.
- Halo? Mamo? To ja Justin..
Spojrzał na mnie i przycisnął palec do ust. Próbowałam mu wyrwać telefon, ale za nic mi to nie wychodziło. Położył się na plecach, kładąc lewą rękę pod głowę. Wdrapałam się i położyłam na jego rozgrzanym ciele. Przybliżyłam ucho do miejsca, gdzie trzymał swój telefon.
- Na ten ślub Carly przyjdę z moją dziewczyną.
Z moją dziewczyną – dwa głupie słowa, a mi dalej robi się przez to gówno słabo.
- Masz dziewczynę Justin?
Usłyszałam piskliwy, kobiecy głos w słuchawce, a cichy chichot wyrwał mi się z ust. Wydawała się naprawdę tym zszokowana.
- Mamoo..- przeciągnął „o” jakby miał 5 lat, a mama postawiła go w kłopotliwej sytuacji.
- Tak, jasne…no, no tak - Justin z każdym wypowiedzianym słowem przewracał oczami, a ja uśmiechałam się jak głupia. Był tak bardzo uroczy.
- Cześć - rozłączając się, odłożył IPhona na skrawek łóżka - Jedziesz ze mną.
- Czyli załatwiłeś już wszystko?
- Jak widać - zaśmiał się, a na moje policzki wkradł się lekki rumieniec.
Nienawidzę go i życzę mu śmierci, a chwilę po tym, kocham go najmocniej na świecie. Jej..
~...~
Przeskakiwałam z kanału na kanał, kiedy trafiłam na MTV. Właśnie leciało "Nastoletnie matki". Wypuściłam głośno powietrze, patrząc tępo w ekran.
- Chodz pośmiejemy się z tych idiotek - odwróciłam się w stronę Justina, który właśnie schodził po schodach z wielką, czarną torbą, która wisiała na jego ramieniu- Co ty kurwa robisz?- zmarszczyłam brwi tak, że teraz pewnie stanowiły jedność.
- Wyjeżdżam. Wrócę za kilka dni - uśmiechnął się lekko, zakładając swoje czarne Supry.
- Słucham?- zaśmiałam się gorzko- Jak to wyjeżdżasz? Gdzie?- wstałam i podeszłam do niego.
- Miley, po prostu odpuść- przeszedł koło mnie, trącając przy tym moje ramie.
- Nie, nie odpuszczę, a ty nigdzie nie jedziesz- stanęłam, opierając się plecami o drzwi wejściowe.
- Odsuń się.
- Nie.
- Odsuń się. Nie mam czasu na jakieś jebane cyrki- złapał mnie za ramię, odpychając na bok.
- Słuchaj, cały czas gdzieś wyjeżdżasz, albo wychodzisz nie wiem na ile godzin i masz mnie w dupie - syknęłam - Obiecałeś, że się zmienisz
- Eh..Pa - no i wyszedł.
Czy to zawsze tak będzie? Te ciągłe kłótnie, mam..Mam ich dość. Czemu on się nie zmieni?
Kurwa, zdałam sobie sprawę, że go..Kocham. Tak kocham go. Tego zasranego chuja, który mnie ciągle rani, ale no cóż miłość nie wybiera.
Porozmawiam z nim jak wróci...
~...~
Minęły dwa dni, odkąd Justin wyszedł. Ktoś pukał i to zapewne Cleo, ale jakoś się tym za bardzo nie przejęłam. Zdążyłam już spakować walizki i pociąć skórę na nadgarstku ze trzy razy.
Czy jestem z tego zadowolona?
Nie, kurwa. Obiecałam sobie, że już do tego nie wrócę, a jednak..
Dzisiaj wieczorem wyjadę, tylko kiedy wróci. Wyjaśnimy sobie kilka spraw i już mnie nie ma. Nie wiem gdzie się zatrzymam, pewnie u Van.
Leżałam na kanapie, oglądając jakiś serial w TV, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Kiedy je otworzyłam, doznałam szoku. Stał tam Justin.
Wyglądał...wyglądał, jakby...ja pierdole.
- Justin?- zmusiłam się, żeby coś powiedzieć. Przyłożyłam dłoń do ust, nie wierząc własnym oczom. Łzy piszczały, prosząc o wyjście. Patrząc na niego, myślałam, że zaraz zemdleje.
- Pomóż mi Miley...- tyle zdołał z siebie wydostać, zanim upadł przed moim nogami.
~...~
Siedziałam cała roztrzęsiona w poczekalni i czekałam, na co? Na jakiekolwiek informacje o jego stanie.
Wczoraj jak go zobaczyłam wyglądał jeszcze gorzej niż tego pamiętnego dnia, kiedy znalazłam go u mnie w domu. Słyszałam jak ktoś mnie woła, ale miałam wszystko w dupie, teraz liczył się tylko Justin.
- Miley! - ktoś kucnął przy mnie, pocierając dłońmi uda- Właśnie szłam do was, kiedy zauważyłam pogotowie przed domem. Co się stało? Gdzie Justin?- Cleo mówiła wszystko na jednym oddechu.
- On..Umiera, rozumiesz? - uniosłam głowę, patrząc jej prosto w oczy.
- Co ty pierdolisz to nie może być prawda - zaczęła machać energicznie głową, a w kącikach jej ogromnych oczy pojawiła się słona substancja- ...Nie Justin. Co się stało?
- Dwa dni temu powiedział, że wyjeżdża, nie wiem dokąd. Ktoś wczoraj zadzwonił do drzwi.. - z trudem powstrzymywałam łzy - Stał tam, cały blay. Ledwo co łapał oddech. Powiedział żebym mu pomogła i zemdlał - ryczałam. Nie miałam pojęcia co się z nim dzieje.
Idiotka! Chciałam wyjechać. A gdybym zrobiła to wcześniej? Co by się z nim stało?
Cleo stała przez chwilę jak wryta, ale po chwili usiadła obok mnie i mocno przytuliła. Płakała tak samo jak ja.
- Masz telefon? - spojrzałam się na nią i głośno westchnęłam
-Jasne, trzymaj - podała mi różowego Iphona. Wystukałam dobrze znany mi numer
- Tak? - w słuchawce zabrzmiał głos Alexa. A jeśli on nie chce ze mną gadać? Nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa - Jest tam ktoś? - dopytywał
- Cześć braciszku - chrząknęłam, wycierając łzy
- Miley... - urwał, jakby nie wierzył, że to naprawdę ja - Gzie ty do cholery jesteś?! Mama..Kurwa, strasznie się o ciebie martwi. Wiem, że jej nienawidzisz, ale.. - nie dałam mu dokończyć
- Alex! Jestem w szpitalu św. Elżbiety* w Toronto - mój głos łamał się coraz bardziej
- Mils..Jeśli on ci coś zrobił..
- Nic mi nie jest. Przyjedz tu. Potrzebuję cię - westchnęłam - Ale bez mamy - rozłączyłam się. Nie potrzebowałam odpowiedzi. Wiem, ze i tak by ruszył dupę, nawet gdybym była na końcu świata.
Podałam dziewczynie telefon, kiedy drzwi od sali, w której leżał Justin, otworzyły się. Zerwałam się gwałtowanie, pochodząc do pielęgniarki.
- Co z nim?
- Jeszcze nic nie wiadomo - uśmiechnęła się do mnie - Proszę być dobrej myśli
- Jak to nic nie wiadomo?! - otworzyłam szeroko oczy
- Proszę trochę spokojnien. Wkrótce lekarz do pani podejdzie - powiedziała zciszonym głosem
- Ale..! Dobrze - zacisnęłam pięści i wróciłam na swoje miejsce. Nie mam zamiaru już się tak wkurzać, za dużo i tak mam na głowię
Siedzę na tyłku już grubo kilkanaście godzin. Chcecie usłyszeć coś śmiesznego? Uwaga.. dalej nic nie wiem. Pielęgniarki biegały przed nami, wchodząc i wychodząc z sali Justina. Pytając o niego, za każdym jebanym razem dostawałam tą samą odpowiedz
"Nic nie wiadomo, proszę być dobrej myśli". W dupie mam ich tą dobrą myśl.
Cleo siedziała cały czas przy mnie. Właśnie smacznie spała na moim ramieniu. Odchyliłam głowę. Chciało mi się płakać, ale nie mam czym. Mdliło mnie i kręciło się w głowie.
Odwróciłam głowę, kiedy szyja zaczęła mnie już boleć i zauważyłam mężczyznę prze recepcji. Jego blond włosy, które lśniły w świetle szpitalnych lamp.
- Alex! - wstałam szybko z siedzeniu, zwalając przy tym Claudie na siedzenie. Usłyszałam tylko krótkie "Co jest?". Odwrócił się na pięcie, a na jego twarzy pojawił się piękny, szeroki uśmiech. Rozłożyła ramiona, a ja idealnie się w nie wpasowałam, owijając ciasno nogi wokół jego tułowia.
- Braciszku..- rozpłakałam się z jednej strony ze szczęścia, że jest przy mnie, a z drugiej, bo nadal zero informacji na temat Jussa.
- No już dobrze. Księżniczko,powiedz mi co jest? Wszystko w porządku? - mówił wszystko na jednym wdechu, pocierając moje plecy opiekuńczo.
- Tak, wszystko okej. Właściwie nic nie jest okej - pisnęłam - Justin on..on..właściwie n-nie wiem. Nikt nie chcę mi powiedzieć. Tak strasznie się boję.. - kciukami pocierał moje policzki
- Już cii.... - zamknął mnie w uścisku - Oddychaj Kochanie. Wdech i wydech, pamiętaj- robiłam co mi kazał - Lepiej?
- Tak - odwróciłam się na pięcie. Złapałam go za rękę i prowadziłam w miejsce gdzie znajduję się Cleo
- Wiesz..Wyglądasz gorzej niż gówno - zaśmiał się
- Ty śmieciu - odwróciłam się i przyłożyłam mu z otwartej ręki w pierś.
- Ała
- Poznajcie się. To Alex, mój brat, a to Claudia - usiadł na krześle, a ja na jego kolanach, przytulając się do cieplutkiej klatki piersiowej.
Przypomniały mi się stare czasy, kiedy siedzieliśmy u babci. Cała rodzina. Ja, Alex, mama i tata. Ach..te czasy teraz nie wrócą.
- Cześć - posłał jej ten zalotny uśmieszek, przez który dziewczyny mdlały. Mam zajebiście przystojnego brata. Najlepszego na tym zasranym wiecie.
Spojrzałam na Cleo. Nie wierzę...zarumieniła się!!!
- Hej - założyła pasemko włosów za ucho
- Miley Johns? - usłyszałam jakiś męski głos. Wstałam i zobaczyłam mężczyznę w niebieskim ubraniu
- Um..To ja
- Możemy porozmawiać?
- Oczywiście - zmarszczyłam brwi i stanęłam obok niej
- Zapraszam do mojego gabinetu - otworzył przede mną drzwi, a ja weszłam do środka. Ściany były koloru miętowego, a meble białe.
- Proszę usiąść - wskazał na krzesło przy biurku. Zrobiłam co kazał
- A więc tak.. Wyniki badań toksykologicznych potwierdziły, że w żołądku Pana Biebera znajdują się kapsułki z kokainą i jedna z nich pękła. Potrzebna jest natychmiastowa operacja. Mam nadzieje, że nie jest za późno.. 1 gram czystej substancji..
Obraz wokół mnie zaczął się rozmazywać i kompletnie nic nie słyszałam. Jakby ktoś wcisnął mi stopery w uszy. Oglądałam jak jej usta się poruszają, ale nic do mnie nie docierało. Wstałam ze swojego krzesła i wyszłam z gabinetu. Cała się trzęsłam, a kolory z mojej twarzy kompletnie znikły.
- Miley? Co jest? - blondyn stanął przede mną i złapał za ręce - Wszystko w porządku?
Momentalnie mnie zemdliło. Znalazłam wzrokiem drzwi od WC i szybko pobiegłam w tamtą stronę. Upadłam przy sedesie i opróżniłam zawartość mojego żołądka. Alex zaczesał moją grzywkę do góry. Chwyciłam się za brzuch gdy zaczął mnie w chuj boleć.
- Co ci do cholery jest? - patrzył na mnie przerażony. Czułam się jakby ktoś wrzucił mnie do wrzącej wody, a ze środka wyrwał żywcem wszystkie wnętrzności.
- Proszę jej pomóc - zaczepił jakąś pielęgniarkę, która kucnęła przy mnie
- Co panią boli?
- Brzuch.. Rozrywa mnie od środka - łapałam krótkie oddechy, kiedy ból się powiększył
- Może pani wstać?
- Nie dam rady...
- Siostro! Wózek poproszę - krzyknęła, a w drzwiach stała już pulchna kobiecina z wózkiem - Na trzy - zwróciła się do Alexa. Podnieśli mnie i posadzili na wózku.
Skręcałam się z bólu, kiedy leżałam na szpitalnym łóżku, a ta sama kobieta uciskała dłońmi różne miejsca na moim brzuchu. Alex stał przy mnie i mruczał mi do ucha słodkie słówka. I to ma niby ukoić ten cholerny ból.
- Myślę, że powinniśmy zajrzeć do środka i zobaczyć co tam się dzieje - wylała zimny płyn na mój brzuch i przyłożyła coś co wyglądało jak penis, automatycznie ekran się włączył.
- Mhm...
- Co? - mój brat zmarszczył brwi, patrząc na ekran
- Tak myślałam - uśmiechnęła się szeroko
- Co jest grane? - podniosłam głos nadal nie wiedząc o co jej chodzi.
- Gratuluję. Jest pani w ciąży - wyszczerzyła się jeszcze bardziej, wycierając lepką maz z mojego brzucha - Zaraz dostanie pani jakieś tabletki na uspokojenie i proszę się nie denerwować, nie powinna pani tego robić w tym stanie
- Zabije go. Uduszę chuja gołymi rekami. Jebany kutas.. - Alex mamrotał pod nosem, a ucisk jego dłoni na mojej się zwiększył
Kurwa!!!
________________________________________________________________________________
* wymyślona nazwa
No więc Bieber znowu w szpitalu. Alex się pojawił i najlepsze Miley w ciąży. To ma być przełom w ich życiu i pretekst do tego żeby przestali się kłócić.
Mam nadzieje, że się podoba.
Proszę komentarz, jeśli można.
Do zobaczenia !!!
Pierwsza xD Oliwiciu genialny rozdział jak zawsze <3 i następny poproszę z dedykiem ^^/ Klaudia
OdpowiedzUsuńzabije cię za tą Oliwcie
UsuńOjeju <3 ach ten Bieber cały czas kłopoty :( Miley w ciąży ♡ teraz muszą się dogadać :)) /Jagoda
OdpowiedzUsuńNo muszą, ale nie będzie to takie łatwe :D
UsuńProsze nowy rozdział !!!!! Jak zareaguje Justin ?!!!?!!??
OdpowiedzUsuńJestem taka ciekawa co sie dalej zdarzy?... Czekam na następny rozdział ;*
OdpowiedzUsuńJa już chcę kolejny rozdział ! ! *.* Genialne!
OdpowiedzUsuńdzięki
UsuńJa już chcę kolejny rozdział ! ! *.* Genialne!
OdpowiedzUsuńKiedy następny ?? ;*
OdpowiedzUsuńJuż niedługo ! :)
Usuń