środa, 17 grudnia 2014

Rozdział 6

Justin POV

To jej dom. To dom Miley...

Poczułem silny ból. Spojrzałem na moją prawą rękę. Sączyła się z niej krew. Pomyślałem, że pewnie zahaczyłem o coś. Próbowałem dojść do salonu, ale nie dałem rady. Pojawiły mi się mroczki przed oczami. Nogi zrobiły mi się wiotkie...


Miley POV

Obudził mnie huk. Może Alex już wrócił. Wstałam z kanapy i powędrowałam do kuchni skąd doszedł mnie ten dzwięk.
Oczom nie wierzę.
Ku mojemu zaskoczeniu to nie był Alex tylko Justin. Leżał na podłodze. Nie wiedziałam co mam zrobić, ale po chwili podeszłam do niego i próbowałam obudzić.
- Justin, Justin - klepałam go lekko po twarzy, gdy nagle zauważyłam, że klęczę w kałuży krwi. Spojrzałam na jego rękę. Miał bardzo głęboką ranę. Bez wahania wyjęłam telefon z jego spodni. Wykręciłam numer na pogotowie...

***

Siedziałam w szpitalnej poczekalni. Zaczęłam nerwowo pocierać rękami o spodnie. Nie wytrzymałam, wstałam z krzesła i podeszłam do recepcjonistki. Niska kobieta uśmiechnęła się do mnie i spytała.
- W czym mogę pomóc?
- Czy są jakieś wiadomości o Justinie?
- Mówiłam pani wcześniej. Proszę cierpliwie czekać na informacje od lekarza - nie należę do cierpliwych ludzi, niestety taka moja natura.
- Cierpliwie?! Droga pani, czekam tu już te dwie zasrane godziny i nikt nie chce mi łaskawie powiedzieć co się dzieje z Justinem!
- Proszę się uspokoić, albo będę musiała poprosić panią o opuszczenie szpitala
- Oczywiście - uśmiechnęłam się sarkastycznie i wróciłam na miejsce. Jak tu można być spokojnym. Chłopak, którego nie dawno poznałam leży teraz tutaj w tym okropnym miejscu. Czemu on w ogóle był u mnie w domu i co mu się stało? Tak wiele pytań chciałabym mu zadać. To dziwne, ale mam takie uczucie jakby to nie był przypadek, że się spotkaliśmy. Rozmyślenia przerwał mi lekarz.
- Miley Johns? - wstałam i pokierowałam się w jego stronę.
- Coś z Justinem?
- Pan Bieber miał głęboką ranę, ale opanowaliśmy sytuacje
- Czyli?
- Czyli jego stan jest stabilny
- Dobrze, a czy mogłabym do niego wejść?
- Tak proszę. Sala 126
- Dziękuję - odwróciłam się i podążyłam w stronę sali gdzie leżał Justin. Nie trwało to długo. Chwyciłam lekko za klamkę i weszłam do pomieszczenia. Spojrzałam się na szatyna leżącego na łóżku. Był przypięty do jakiś urządzeń. Podeszłam bliżej i przysunęłam krzesełko. Usiadłam na nim. Chwyciłam go za rękę. Czemu osoba którą tak krótko znam zrobiła się dla mnie ważna. Wiem, że to głupie, ale to prawda. Jestem osobą, która bardzo szybko się do kogoś przywiązuje. Nic na to nie poradzę, taka jestem i nie zmienię tego. Jest taki idealny. Jego usta, włosy, wszystko jest takie doskonałe oprócz faktu, że go w ogóle nie znam. Nie wiem kim jest. Czy ma jakąś rodzinę, ile ma lat, naprawdę nie wiem. Nie mogę zapomnieć o tym momencie, kiedy mnie pocałował. To był mój pierwszy pocałunek. Możecie się śmiać, ale ja nie chciałam tego zrobić z jakimś przypadkowym chłopakiem, wolałam poczekać na odpowiednią chwilę. Wiem, że to brzmi jakbym mówiła o pierwszym razie, ale dla mnie to, to samo. Pierwszy raz i pierwszy pocałunek nie różnią się. Ta chwila jest jedna i nie powtarzalna. Takie jest moje zdanie dla większości nastolatek, jak nie przeliżesz się z jakimś kolesiem w wieku no nie wiem 12 lat to nie jesteś atrakcyjna. To kłamstwo. Ja mam 16 lat i się ciesze, że zrobiłam to teraz, niż wcześniej dla szpanu. Pomijając tą zapewne nudną historyjkę, jest 5 rano. Chwyciłam swój telefon i wybrałam numer Van.

DO: Vanessa
Powiedz Alexowi, żeby się nie martwił. Jestem w szpitalu. Justin miał wypadek. Mi nic nie jest tylko jemu. Zostane tu jeszcze trochę. Nie dzwoń teraz.

Ziewnęłam. Byłam zmęczona położyłam głowę na łóżku "Justina" i zasnęłam.

***

Poczułam jak ktoś głaszcze mnie po głowie. Otworzyłam lekko oczy. Zobaczyłam Justina. Obudził się. Podniosłam głowę i uśmiechnęłam się szeroko, odwzajemnił to.
- Nie musiałaś dzwonić na pogotowie
- A gdybyś mi umarł i to w moim domu. Tego bym nie chciała. A tak w ogóle, co ty robiłeś u mnie?
- Wiesz nie za bardzo pamiętam
- Okay, ale... - przerwał mi dzwięk otwierających się drzwi. Wstałam i odwróciłam się. W drzwiach stał chłopak, który był razem z Justinem na plaży.
- Bieber, ależ żeś się urządził - podszedł do szatyna i przybił sztamę.
- Bywa - Czarnoskóry mężczyzna, spojrzał na mnie i mrugnął.
- My się chyba skądś znamy. Jestem Max - wyciągnął ręke w moją stronę. Odsunęłam się od niego.
- Miley
- Stary, nie mówiłeś, że masz kogoś - znowu skierował wzrok w stronę Justina.
- Bo nie mam. Jeszcze... - na usta wlazł mi głupi uśmieszek.
- Czyli ona jest do wzięcia - Max podszedł do mnie i objął. Szybko zepchnęłam jego rękę z mojego ramienia.
- Zabieraj te brudne łapy ode mnie. Co ja jakaś dziwka?! - twarz miałam koloru bordowego, gotowało się we mnie. Nie lubię jak ktoś traktuje mnie jak jakąś rzecz. Nie jestem niczyją własnością.
- Nie takim tonem, okay? Nie wiem co ty robisz w nocy, nie moja sprawa, ale żadna szmata nie będzie do mnie tak mówić. Zrozumiano?! - nastąpiła cisza. Zamurowało mnie, nie mogłam wydusić z siebie słowa, aż w końcu chłopak do mnie podszedł i mocno chwycił za nadgarstek.
- Pytałem się czy rozumiesz?!
- Przestań to boli !
- Beaker puść ją -
- Dobra, ale naucz ją posłuszeństwa
- Oczywiście. Miley mogłabyś na chwile wyjść? - kiwnęłam głową i wyszłam. Ten Max to jakiś psychol, co on sobie myśli. Nie każda dziewczyna taka jest. Jak prowadza się z jakimiś dziwkami to nie moja sprawa, ale ja taka nie jestem. Mam swoje prawa i nie pozwolę więcej się tak traktować. Pieprzony skurwysyn. Muszę się uspokoić. Najważniejsze jest to, że Justin się obudził i jest wszystko dobrze.


___________________
Czytasz=Komentujesz dla ciebie to sekunda, a dla mnie motywacja do dalszego pisania.

Jeśli to czytasz to proszę skomentuj, chce wiedzieć ile was jest ♥

6 komentarzy: