wtorek, 2 lutego 2016

Rozdział 33

DEDYKUJE GO PEWNEJ TWITTEROWICZCE. MONIKA TO DLA CIEBIE I DZIĘKI ZA MIŁE SŁOWA.


Usłyszałam denerwujący dźwięk mojego budzika. Otworzyłam leniwie powieki i sięgnęłam, aby go wyłączyć. Złapałam za telefon spojrzałam na godzinę, 6:30. Wstałam, kierując się w stronę pokoju Rose. Otworzyłam drzwi i szybkim krokiem weszłam do środka. Podeszłam do dziewczynki i zaczęłam ją łaskotać. No wiecie.. Ona nie jest rannym ptaszkiem.
- Ma-mamo - jej śmiech rozbrzmiewał po całym pokoju, a kąciki moich ust uniosły się ku górze.
- Ubieraj się. Masz być za pół godziny w kuchni! - rzuciłam, wychodząc z pomieszczenia.
Podeszłam do lodówki i wyjęłam składniki potrzebne do kanapek. Zrobiłam parę dla siebie i parę dla Rosalie.
Po 15 minutach usłyszałam uginanie się fotela. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyła dziewczynkę ubraną w czarne leginsy, bordową, luźną bluzeczkę, a na to kurtkę jeansową.
Jak to się mówi? Jaka matka taka córka.
- Ślicznie wyglądasz, żabko - mrugnęłam w jej stronę, a ona wywróciła niewinnie oczami - Chodź tu i zjedz śniadanie
Brunetka szybkim krokiem podeszła do blatu stołowego i zabrała się za jedzenie.


- Pa Rose! - krzyknęłam, zamykając drzwi od samochodu. Dziewczynka pomachała mi. Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę budynku.
Gdy próbowałam wejść do środka, ktoś chwycił mnie za łokieć i odwrócił.
- Co do kur... - spojrzałam na osobę, a na mojej twarzy zagościł szczery uśmiech - Paul! Cześć
- Niezłe słownictwo jak na matkę - blondyn puścił mi oczko na co przewróciłam oczami.
- Um.. Ta.. - westchnęłam, zakładając kosmyk za ucho - Co ty tu robisz?
- Mam niedaleko mieszkanie, więc postanowiłem się przejść po okolicy - uśmiechnął się, ukazując przy tym rząd swoich idealnie białych zębów - Myślałaś o mojej propozycji?
- Właściwie to tak
- I? - przeczesał dłonią grzywkę.
- I.. Może bym się zgodziła, gdybym jeszcze wiedziała gdzie i co to za praca - przeniosłam cały swój ciężar na prawą nogę, zarzucając ręce na pierś.
Blondyn przetarł dłońmi twarz, głośno wzdychając. Zmarszczyłam brwi czekając na odpowiedź.
- Miley, tylko się od razu nie zrażaj - chwycił mnie za dłoń, na co odruchowo zabrałam rękę.
- Jesteś alfonsem, czy jak? - zaśmiałam się, patrząc uważnie na jego twarz, na której pojawił się dziwny grymas - Jesteś?
- Nie można tego tak nazwać - oparł swoje ciało na drzwiach mojego samochodu, uniemożliwiając mi przy tym wejście do środka - Mam klub ze striptizem - wypalił, a moja szczęka opadła, aż na ziemię.
- Słuchaj.. Nie będę jakąś dziwką, jeżeli o to ci chodzi - warknęłam. Podeszłam bliżej mężczyzny, próbując odepchnąć go od samochodu, ale jak na złość, ani drgną. Westchnęłam, przyjmując tą samą pozycję co blondyn.
- Nie chodzi mi o to żebyś była dziwką - zwrócił twarz w moją stronę, oblizując usta - Miałem na myśli barmankę
- Tylko barmanka?
- Tak
Położyłam dłoń na czole, oblizując zęby.
Jeżeli mam być tylko tą barmanką to chyba powinnam się zgodzić. Będę miała jakiś dochód, bo jak na razie o lepszej pracy to mogę pomarzyć.
- Zgoda - odepchnęłam się od drzwi, spoglądając na Paul'a, który przeglądał coś w telefonie - To kiedy mam zacząć?
Mężczyzna nie odrywał wzroku od ekranu. Patrzyłam na niego jakieś dobre 5 minut, gdy moja frustracja wzrosła na poziom, który będzie dla niego miły. Nie lubię jak się mnie olewa.
- Sam tego chciałeś - westchnęłam, wyrywając blondynowi komórkę z ręki. Zanim Paul zdążył przetworzyć wszystko co zdarzyło się w ciągu tej minuty, zmieniłam mu hasło - A więc? - uśmiechnęłam się machając iPhonem przed jego twarzą.
- Dzisiaj o 19, bądź pod klubem. Adres wyśle ci sms-em - powiedział, chwytając mnie za nadgarstki. Zabrał co jego i odszedł.
Wsiadłam do auta, odpalając go. Wyjechałam z parkingu, gdy nagle o mało nie potrąciłam blondyna.
Wyjrzałam przez okno - Znudziło ci się życie?
- Bez mojego telefonu tak - zaśmiał się, opierając o framugę drzwi - Podasz mi hasło?
- 1234, geniuszu - odpowiedziałam, wycofując samochód i odjeżdżając.
Przejeżdżałam przez Aleje Michigan i prawdę mówiąc to będzie chyba moje ulubione miejsce na zakupy czy chodzenie do restauracji. Jest to coś w stylu Time Square w Nowym Jorku, ale nie jest to wszystko, aż tak narzucone na siebie, że sklep jest "na" sklepie, choć to dość fajnie wygląda, ale co, kto lubi. Mieszkam  na 3 W Grand Ave niedaleko Michigan Avenue Bridge, więc ąż tak daleko nie mam.
Zaparkowałam przed budynkiem, następnie udałam się do wejścia. Szybkim krokiem podeszłam do windy, kiedy się otworzyła, wyszło z niej jakieś 6 osób. Po chwili byłam już przy moim mieszkaniu. Otworzyłam go i pierwsze co zrobiłam to weszłam do pokoju, aby zaraz zajrzeć do szafy. Pacnęłam się w głowę, przypominając sobie, że jeszcze się nie rozpakowałam .
- Tak Miley, przeszukuj pusta szafę - jęknęłam, schylając się do pudła z napisem "Ubrania", trudno się domyśleć.
Wyjęłam krótkie jeansowe spodenki i biały tank top. Będę barmanką, więc jakoś nie widzi mi sie, żeby ubierać jakieś eleganckie, czy seksowne rzeczy, co to, to nie.
Jezu.. Chyba serio jestem głupia.. Mam 8-letnią córkę, której nie zostawię samej, a do klubu jej nie wezmę, zwłaszcza ze striptizem, jeszcze nabierze złych nawyków.
Zabrałam telefon z szafki nocnej i wpisałam numer Paul'a.

DO: Paul
Zdajesz sobie sprawę, że nie masz mojego numeru? I mamy mały problem :)

Nie czekałam długo na odpowiedź, bo mój telefon po chwili zawibrował.

OD: Paul
Zdaję. Jaki?

DO: Paul
Mam córkę, a ona 8 lat. Nie znajdę tak szybko zaufanej opiekunki..

Nie mam tu żadnych znajomych, a jakiejś pierwszej lepszej osobie nie powierzę dziecka.
Moja komórka znowu wydała dźwięk.

OD: Paul
Ja się tym zajmę :) Masz tu adres: W 12 Fullerton Ave niedaleko Parku Licolna.

Czy powinnam zaufać blondynowi? Chyba nie sprowadzi mi do domu jakiejś wytapetowanej 16-latki, która będzie miała wywalone na moją córkę, prawda?
Spojrzałam na zegar, wiszący nad drzwiami. Wow, już 11? Postanowiłam chwilę pospacerować po okolicy i może zajść do paru sklepów.
Założyłam swoje buty i zjechałam na dół. Stanęłam przed pierwszym lepszym butikiem. Gdy weszłam do środka uderzył we mnie zapach wanilii. Przejrzałam parę rzeczy i wybrałam biały crop top i beżowe spodnie z wysokim stanem. Podeszłam do kasy i zapłaciłam kartą. Wyjęłam iPhone'a i spojrzałam na godzinę. Niby dwie rzeczy, a szukanie ich zajęło mi 3 godziny.
Postanowiłam się przejść po Rose, bo to czas kiedy kończy lekcje, a do jej szkoły mam jakieś 15 minut.


Stanęłam przed sporych rozmiarów, ceglanym budynkiem, czekając, aż brunetka wyjdzie. Usłyszałam dzwonek, a zaraz przez drzwi wyskoczyła spora gromada dzieci. Zaczęłam rozglądać się za Rosalie, ale nigdzie jej nie widziałam.
- Mamo! - poczułam małe ręce, owijające się wokół mojej talii.
- Hej, żabko - schyliłam się, całując brązowooką w czoło - I jak ci się podobało w szkole?
- Było fajnie, ale jakaś wredna dziewczyna, uważała, że ubieram się jak chłopak, a ona wyglądała jak jakaś Barbie i jak na razie to zdobyłam wroga - uśmiechnęła się - Ale Nicole stanęła po mojej stronie i trochę jej powiedziała
- Jaka Nicole? - przerzuciłam ręke przez jej ramie, kierując się w stronę domu.
- Nowa koleżanka - dziewczynka spojrzała na swój telefon.
- Po co ja się zgodziłam na tą komórkę? - westchnęłam - A jacyś fajni chłopcy?
- Mamo! Mam dopiero 8 lat i sama mówiłaś, że na chłopców jeszcze za wcześnie - jęknęła, na co się zaśmiałam.
- Racja. Nie było tematu - podniosłam ręce w geście obronnym, gdy znalazłyśmy się u stóp naszego małego królestwa.


- Dzisiaj przyjdzie opiekunka, bo muszę iść do pracy, ok? - powiedziałam, przeglądając się w lustrze.
- No ok - kątem oka spojrzałam na brunetkę, która siedziała i oglądała jakiś film. Przewróciłam oczami, wracając o poprawiania swoich włosów, gdy zabrzmiał dzwonek do drzwi. Podeszłam do nich, otwierając je. Przede mną stała starsza meksykanka.
- Jestem od pana Wesley'a - kobieta uśmiechnęła sie do mnie, co odwzajemniłam - Nazywam się Maria Delgrosso - latynoska podała mi dłoń, którą uścisnęłam.
- Miley Johns. Zapraszam - wskazałam ręką na wnętrze mieszkania. Maria weszła do środka, kładąc swoją torbę na komodzie - Rose, możesz tu podejść?
Chwilę później obok mnie stanęła brunetka.
- Dobry wieczór pani. Mam na imie Rose
- Mów mi Maria - odpowiedziała z rozbawieniem - Paul poinformował mnie, że będzie pani pracować do północy
- Dobrze. Jest pani wcześniej, więc może zaproponuje pani kawę, lub herbatę - podeszłam do blatu wyciągając szklankę.
- Poproszę herbatę - kobieta kolejny raz obdarzyła mnie szczerym uśmiechem.
- Już się robi - gdy miałam chwycić saszetki z suszonymi ziołami, mój telefon zawibrował, Wyjęłam go z kieszeni i spojrzałam na ekran. Sms od Liama. Ucieszyłam się, gdy zobaczyłam jego numer, lecz treść przyprawiła mnie o gęsią skórkę. Upuściłam telefon.
Trzy słowa "Justin się obudził".

_____________________________________
Hej, hej, hej.
Jak tam życie? Szkoła? Ferie>
Mam nadzieję, że rozdział przypadł do gustu.



4 komentarze:

  1. Jej dziekuję za dedyk <3 Rozdział cudowny a tym bardziej koniec rozdziału ;) nie moge sie doczekac co będzie dalej :) życze duuuużo weny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz tt, idę Cie zaobserwować. 😂
    Mils, co ty tu jeszcze robisz, wracaj do Justina i mów mu, że go kochasz! O.o 🙈
    Rozdział po prostu cudowny, cieszę się, że dodałaś. 😍
    Niecierpliwie czekam na kolejny, życzę dużo weny i czasu! ❤
    Chciałam zaprosić Cie jeszcze do siebie na http://friends-jbff.blogspot.com/ przepraszam, że nie w odpowiedniej zakładce niestety czas mnie goni. ;c
    Pozdrawiam! 😂😘

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuje i napewno zajrzę. Zrobiłam ta zakładkę dla wygody innych :)) ;* Nie trzeba tam wstawiać swoich blogów

    OdpowiedzUsuń