Nie wiedziałam, że pakowanie moich rzeczy zajmie kilka dni. Tyle się tych gratów zebrało, że aż szkoda gadać. Ilekroć razy myślałam, że spakowałam wszystko to na złość znajdowały się inne. I tak cały czas. To jest jedyna czynność jaką robię od paru dni.
- Mamusiu, kiedy zaczniemy pakować moje zabawki? - podeszła do mnie mała brunetka, trzepocząc swoimi gęstym rzęsami.
- Tam masz pudło i możesz jak na razie sama zacząć, a ja ci pomogę jak to skończę, okej? - uśmiechnęłam się do dziewczynki, a ona lekko kiwnęła głową na znak zgody.
- A tak w ogóle, babcia cię woła - powiedziała, nucąc sobie pod nosem jakąś melodyjkę.
Włożyłam ostatnia książkę do kartonu. Wstałam otrzepując spodnie z kurzu i zeszłam na dół. Weszłam do kuchni, gdzie znajdowała się moja mama. Stała, jak zwykle przy kuchence i pichciła jakiś obiad.
- A ty co nie w pracy? - chwyciłam z blatu jabłko, zanurzając moje zęby w nim, aby zaraz móc odgryźć jego kawałek.
- Nie jedz, zaraz będzie obiad - machnęła palcem w górze, nie odrywając wzroku od patelni.
- Nie bój się, to tylko mały owoc - zaśmiałam się cicho - Rose, mówiła, że coś chciałaś
Melanie zgasiła urządzenie i szybkim krokiem poszła do przedpokoju. Odwróciłam się na pięcie podążając za nią krok w krok. W końcu zatrzymałyśmy się przy białej komodzie. Kobieta zaczęła uważnie czego szukać po szafkach, a gdy to znalazła chwyciła w dłoń, która później wymierzyła w moją stronę. Spojrzałam uważnie co się w niej znajduje. Kiedy to odkryłam, zakrztusiłam się powietrzem. Była to spora ilość banknotów zwiniętych w rulonik, no wiecie tak jak w kasynach.
- Co to? - spoglądałam to na nia to na zielone papierki
- Nie udawaj głupiej i bierz - wepchnęła mi do ręki wszystko co miała i wróciła znowu do kuchni. Zszokowana poleciałam za nią.
- Po co mi to dajesz? - rzuciłam dwustu dolarówki przed jej twarz, nie wiedząc o co jej może chodzić. Kobieta, która nie umie oszczędzać, bo wszystko wydaje na ciuchy i na małą, ma teraz taką sporą sumke.
- Zbierałam te pieniądze żebyś ty i Rose miały na start. Jest tam około 6 tysięcy, więc proszę nie wydaj na głupoty w tym Chicago - uśmiechnęła się, a mnie się zebrało na płacz. Nie wytrzymałam. Słona ciecz zaczęła spływać ciurkiem po moich policzkach.
- Nie musia-siałaś - wyhlipiałam co mogłam, bo wszystkie emocje się we mnie zebrały i skumulowały w jedność - Kocham cię, wiesz? - przytuliłam moją rodzicielkę z całej siły.
- Pomimo tego co zrobiłam? - poczułam, że moje ramie robi się mokre. Też zaczęła płakać.
- Nie wracajmy do tego. Było minęło. Odpokutowałaś już swoje
***
To już dziś. Wyjeżdżam. Ten tydzień minął tak szybko,a ja nawet nie zdążyłam do końca nacieszyć się moją rodziną i znajomymi.
Wszystkie rzeczy jakie miałam już są w Chicago, czekają w moim nowym mieszkanku.
Chwyciłam rączkę od walizki i bagaż podręczny w rękę, resztę wziął Liam. Wyszliśmy z domu i zapakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy w stronę lotniska.
40 minut później
Byłam już na miejscu i niestety nadszedł czas pożegnania. Byli wszyscy, których kocham.
Usłyszałam jak mówią, że samolot do Chicago zaraz startuje i wszyscy pasażerowi proszeni są do wejścia.
- Będe za wami tęsknić - po policzku spłynęła mi pojedyncza łza.
- Nie musisz. Wystarczy, że zostaniesz tu.. z nami - Melanie, podeszła do mnie chwytając za ręce. Spojrzała mi głęboko w oczy, tak jak by całe moje uczucia i myśli były w nich zapisane.
- Podjęłam decyzję. Proszę pogódźcie się z tym - jeszcze dłużej, a będą mnie zbierać z ziemi.
- Pamiętaj, że zawsze możesz tu wrócić. Jeden telefon, a ja wszystko załatwię - wtrącił Alex, stojąc przy matce, która była na skraju załamania. Podeszłam do nich bliżej, obejmując oboje. To jest najokropniejsze uczucie jakie może być, tęsknota.
- Widzimy sie w święta - mrugnęłam, uśmiechając się przez łzy.
Pożegnałam się z resztą i przyszedł czas na Liama. Spojrzał na mnie swoimi zaszklonymi oczami, chwytając mnie w pasie i unosząc do góry. Owinęłam szczelnie nogi wokół jego talii, wtulając się w jego zagłębienie przy szyi.
- Proszę - jego łamiący się głos sprawił, że moje serce pękło na milion kawałeczków, a do oczy napłynęła mi kolejna fala łez.
- Liam, przecież niedługo się zobaczymy - wyhlipiałam, muskając paznokciami jego kark.
- Wiem, ale to ewidentnie za długo - uśmiechnął się, opuszczając mnie powoli na ziemię, po chwili moje nogi stały już twardo na powierzchni - Zrobiłaś się trochę cięższa, skarbie - jego denerwujący chichot dotarł do moich uszu.
Złożyłam rękę w pięść, aby zaraz walnąć nią blondyna w klatke piersiową. Spojrzałam na chłopaka, a na jego twarzy wymalował się lekki grymas.
- Ranisz - wymruczał, robiąc minę biednego szczeniaczka.
- Daj spokój - burknęłam odchodząc dalej. Chwyciłam walizkę, podchodząc do wejścia. Odwróciłam się z uśmiechem na twarzy. Każdy pokazywał, że trzyma za nas kciuki.
Spojrzałam na Rose - No to w drogę - złapałam ją za rękę i razem weszłyśmy do środka.
***
Witaj Chicago!!
Właśnie weszłam do mojego nowego mieszkania i brak mi po prostu słów. Jezu.. nie wyobrażałam sobie, że jest tu tak pięknie. Mieszkam w wieżowcu, na 13 piętrze, a z okna mam niesamowity widok na całe miasto. Wystrój jest taki jaki mi się wymarzył. Stonowane kolory. Dwa pokoje, łazienka, salon z aneksem kuchennym... Raj... Nie chcę wam opisywać wyglądu, bo tego nie da się zrobić.
Dzisiaj jestem umówiona na rozmowę wstępną do pracy i tu jest mały problem, bo nie mam z kim zostawić Rosalie. Trudno, muszę ją wziąć razem ze mną.
- Dawaj mała, zakładaj buty, bo musimy gdzieś pójść - uśmiechnęłam sie, czochrając jej brązowe loki.
- A pójdziemy później coś zjeść? - spytała, zakładając swojego czarnego trampka.
- Tak, a po obiadku polecimy na jakieś zakupy do domu, ok? - założyłam płaszcz i nie czekając na odpowiedź brunetki, wyszłyśmy i zjechałyśmy windą na sam dół.
Mój samochód dotrze dopiero jutro, więc pozostaje mi taksówka. Machnęłam rękom, a po chwili znalazła się tuż przed moimi nogami. Wsiadłyśmy do środka.
- Dzień dobry. Gdzie młode panny się wybierają? - odezwał się taksówkarz jakoś ok. 60-tki z wielkim uśmiechem na twarzy.
Odwzajemniłam go - Proszę na North Ave*
- Już się robi
Po niecałych 30 minutach byłam już na miejscu. Stałam przed ogromnym, szklanym budynkiem. Głośno przełknęłam ślinę i pewnym krokiem weszłam do "wielkiej szklanki". Ruszyłam w stronę windy, która juz powoli się zamekała. Na szczęście udało mi sie prześlizgnąć, razem z Rose. Nacisnęłam numer 10 i już po chwili byłam na piętrze, gdzie ma odbyć się moja rozmowa. Podeszłam do lady, gdzie siedziała zgrabna blondynka.
- W czym mogę pomóc? - powiedziała ze sztucznym uśmiechem.
- Jestem umówiona z Panią Ashley Bens - odkaszlnęłam ze zdenerwowania.
- A tak pani Bens czeka na panią w gabinecie - wychyliła się z poza lady wskazując na drzwi.
- Dziękuję - rzuciłam krótko, kucając przy małej brunetce.
- Rose, ty tutaj usiądź i poczekaj na mnie. Ja zaraz będę - pocałowałam ją w czoło.
- Trzymam kciuki - zacisnęła swoją rękę w piąstke, machając przy mojej twarzy. Zaśmiałam sie cihco. Wstałam, obracając na pięcie. Nagle, wpadłam na kogoś i prawie znowu wylądowałabym na podłodze, gdyby nie to, że ta osoba złapała mnie w ostatniej chwili. Był to wysoki blondyn z idealnie zarysowaną szczęką. Całkiem przystojny.
- Nic ci nie jest? - powiedział zachrypniętym głosem, podnosząc mnie żebym mogła stanąć na równe nogi.
- Tak wszystko w porządku - westchnęłam - Ale ze mnie gapa - palnęłam się otwarta ręką w czoło - Przepraszam
- Nic nie szkodzi, yy...
- Miley - sprostowałam.
- Witaj Miley, jestem Paul - wyciągnął swoją dłoń w moją stronę, którą uścisnęłam.
- Um.. musze już lecieć. To do widzenia - uniosłam lekko kącik moich ust do góry.
- Do zobaczenia, Miley... - kiedy wypowiada moje imię, to robi to tak no nie wiem jak to ująć. Słodko?
Szybkim krokiem, podeszłam do drzwi. Zapukałam i chwyciłam za klamkę, ciagnąc w dół. Po chwili drzwi otworzyły się. Weszłam do pomieszczenia, gdzie znajdowało się duże, dębowe biórko i parę szafek. Za meblem siedziała, za pewne pani Bens.
- Witam. Siadaj - wskazała na fotel na przeciwko. Zrobiłam jak chciała - A więc jesteś Miley, masz 25 lat i skończyłaś technikum ekonomiczne?
- Tak, wszystko się zgadza - odpowiedziałam dośc spokojnym głosem, ale w środku wszystko we mnie buzowało.
- Wie pani co.. Potrzebujemy takich praktykantów jak pani - uśmiechnęła się do siebie, spoglądając w moje CV. Czekajcie PRAKTYKANTKA? Że ja?
- Słucham? - poniosłam brwi do góry.
- Potrzebujem.. - pokazałam ręką żeby się zatrzymała.
- Słyszałam, tylko jak to? Ja mam być praktykantką? - zmarszczyłam czoło - Rozmawiałam z pani zastępcą i powiedziała, że na pewno dostane tu prace, ale nie, że będę praktykantką!
- Proszę się nie unosić - powiedziała spokojnie, ale widać było, że cała ta jej zastępczyni wcisnęła mi jeden, wielki kit.
- Przepraszam, ale nadal tego nie rozumiem - położyłam rękę na moim czole, oddychając ciężko.
- Nie to ja przepraszam za nieporozumienie. Jeżeli pani nie chce mieć tu praktyk to proszę powiedzieć, bo sporo osób czeka na to miejsce - patrzyła na mnie z góry, co mnie coraz bardziej wnerwiało.
- Wie pani co.. Niech pani odda to miejsce komuś kto chcę się tu męczyć. Do widzenia - wstałam i wyszłam. Podeszłam do Rose, która grzecznie czekała na mnie w holu.
- I jak mamo? - zapytała z zaciekawieniem.
- Dobrze, chodźmy już - szarpnęłam ją za rękę. Zjechałyśmy "dźwigiem" na dół. Szturchnęłam parę razy kogoś, ale miałam to teraz w dupie. Musze jak najszybciej znaleźć pracę.
Skierowałam sie w stronę przejścia dla pieszych, gdy ktoś chwycił mnie za ramie i obrócił. To był Paul.
- Coś się stało? Wyprułaś z tamtąd szybciej niż tam weszłaś - zaśmiał się lekko, ale mi nie było do śmiechu.
- Oszukano mnie - rzuciłam, jak grochem o ścianę.
- Jak to? - zmarszczył brwi, że aż stanowiły jedność.
- Miałam dostać pracę, a dowiaduje się, że mam być jakąś zasrana praktykantką, a to mi nie daje stu procentowej pewności, że dostanę jakieś stanowisko - palnęłam na jednym oddechu, a on włożył rękę w kurtkę i wyjął jakąś wizytówkę, po czym wręczył mi ją do ręki - Co to jest?
- Jeśli będziesz szukała pracy to tu masz mój numer telefonu - spojrzałam na świstek, a potem na niego.
- Dziękuję, ratujesz mi życie, znowu
- Nie ma za co. To do zobaczenia Miley - pocałował moja rękę, a na moja twarz wkradły sie rumieńce - Pa mała - pomachał w stronę Rose, a ona się tylko uśmiechnęła.
___________________________________
* to jakaś ulica w Chicago
No hej, hej. Wróciłam po mojej bardzo długiej przerwie. Pewnie teraz 3/4 z was mnie i mojego ff nie pamięta, ale może jakaś garstka została. A więc, Miley wyjechała, oszukano ją, ale ktoś ją uratował.
Teraz rozdziały częściej. Wena wróciła!!!
Zapraszam na:
ig: black.adidas
snap: xfkag
Do zobaczenia wkrótce :*
Zaczęlam czytac to dzisiaj i jezu kocham to opowiadanie, tylko na początku było dużo blędów ortograficznych co bardzo sie rzucało w oczy i troche za dużo zwrotów akcji tutaj 3 lata pózniej, potem 5 lat później.. A tak to jest okej :)
OdpowiedzUsuńNa początku nie zwracałam takiej uwagi na błędy. Teraz mam nadzieję, że jest 100 razy lepiej. Jeżeli chodzi o ten czas to w tych przypadkach łatwiej mi było to zrobić, no wiesz przeskoczyć niepotrzebny etap życia :)
UsuńSięgnęłam pamięcią głęboko do tego opowiadania i przypomniało mi się co się już działo. ;)
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny, cieszę się, że wróciłaś. :D
Czekam na kolejny i trzymam kciuki, żeby wena nie uciekła. :')
Jejku to kochane, dziękuję bardzo ;)
Usuń