5 lat później
Stałam przy blacie i robiłam kanapki do szkoły dla Rose kiedy nagle usłyszałam krzyki.
- Mamo! Drew oderwał głowę mojej lalce!
- Nie prawda!
Odwróciłam się na pięcie, a przede mną stanęła brunetka z blond-włosą Barbie, która była podzielona na dwie części. Wzięłam ja do ręki i odłożyłam na szklany stół.
- Kochanie masz tyle lalek, że pewnie nie zauważysz zniknięcia jednej. A z resztą masz kilka podobnych - poczochrałam jej brązowe loki i zwróciłam się w stronę małego chłopca.
Kucnęłam łapiąc go za ramiona i patrząc w jego błękitne jak ocean oczy - Nie przejmuj się. Nic się nie stało, skarbie - mrugnęłam na co z jego ust wydostał się cichy, a zarazem słodki śmiech.
Wstałam, poprawiając spodnie - No dobra, Drew, jedziemy zawieść Rosalie do szkoły, a potem ciebie do przedszkola - poczochrałam jego złotą grzywkę, chwytając w dłoń miętowy plecak z twarzą serialowej Violetty, no wiecie teraz każde dziecko ma na nią taki szał. Zawiesiłam go na plecy dziewczynki, po czym złapałam za ręce wiecznie skłóconej dwójki i wyszłam z mieszkania, zakluczając drzwi. Stanęliśmy przed srebrną windą. Blondyn nacisnął zielony guzik, a ona w szybkim tępię się pojawiła. Weszliśmy do środka i już po niecałej minucie znaleźliśmy się na dole, gdzie przed budynkiem stał MÓJ czarny mercedes. Wsiedliśmy do samochodu.
Włożyłam kluczyk do stacyjki, przekręcając go lekko, aż usłyszałam warkot silnika. Nacisnęłam pedał gazu i ruszyłam w stronę Northwestern School*.
***
Siedziałam w kawiarni, czekając na Vanesse, która spóźniała się już 40 minut, a mam jej coś ważnego do powiedzenia.
A więc, minęło już 5 lat. 5 lat bez żadnych problemów, porwań, szemranych gości, nikogo oprócz moich bliskich.
Justin nadal jest w śpiączce, nie wiem czy jaszcze się obudzi, ale chłopacy i jego rodzina nadal czeka, a Ja? Gdzieś w głębi serca jest nadal ta mała iskierka miłości, ale to nie to samo co kiedyś. Odwiedzam go jedynie ze względu na Rose. Wytłumaczyłam jej, że Bieber to jej tata. Wolałam zrobić to teraz niż później.
Jeśli chodzi o pracę, mieszkanie, o moje życie, nic się nie zmieniło. Nadal mieszkam z matką, ale to nie na długo. Pracuję w BurgerKing'u i skończyłam technikum ekonomiczne.
Moje stosunki z Melanie się poprawiły i jak na razie się dogadujemy. Mój brat w dalszym ciągu jest z Cleo i nawet dorobili się dziecka. Tego malca, którego odprowadzałam do przedszkola. Vanessa to nadal moja przyjaciółka, a Liam? Sama nie wiem. Kocham go, ale jak przyjaciela i on o tym dobrze wie.
- Miley, przepraszam. Miałam ważne spotkanie z klientem w sprawie rozwodu - spojrzałam na jej, już krótkie, blond włosy, które były lekko zmierzwione co dawało naprawdę fajny efekt. Miała na sobie czarna, przyległą spódnicę i białą koszulę włożoną do środka.
- Nie ma sprawy. Siadaj - uśmiechnęłam się szeroko. Dziewczyna zajęła miejsce, a już po niecałej minucie pojawił się przy nas wysoki kelner.
- W czym mogę pomóc?
- Waniliowe frapuccino, proszę - przełożyła kosmyk włosów za ucho, unosząc kąciki swoich ust do góry.
- Już się robi - chłopak, pobiegł w stronę baru.
- Jak tam w nowej pracy? - powiedziałam, mieszając swoją herbatę,
- No już mam pierwszą sprawę. Mój klient, milioner, bierze rozwód, a jego żona chcę 10 tysięcy alimentów, ale on się na to nie zgadza i muszą dojść do porozumienia ze sobą. A ja muszę porozmawiać z.. - nie dałam jej dokończyć, gdyż nie mogłam ukrywać jednego ważnego faktu.
- Wyprowadzam się - westchnęłam, a moje serce waliło niczym młot.
Upiła łyk swojej kawy, ale gdy usłyszała moje słowa o mało się nie udusiła - Słucham? Ty sobie chyba żartujesz?
- Van, dostałam propozycję pracy w dużej korporacji, znalazłam już nawet mieszkanie i szkołę dla Rosalie. Wystarczy, że przyjmę ją i wszystko załatwione - przygryzłam od wnętrza policzek, aż poczułam nieprzyjemną ciecz, którą bez wahania połknęłam. Poprawiłam się nerwowo na krześle, kiedy zamiast odpowiedzi odezwała się cisza - Powiedz coś. Proszę - jęknęłam z myślą, że się na mnie obraziła - Vanessa, bła..
- A co będzie z nami? Z twoją mamą, Alexem, Liamem? Co będzie z Justinem? - machnęła rękoma w powietrzu, aby później skrzyżować je na piersi.
- To nie koniec świata. Będę was odwiedzać - uśmiechnęłam się sztucznie, lecz na twarzy blondynki widać było tylko smutek.
- Dobra, nawet jeżeli się tak stanie to gdzie znajduję się ta firma - westchnęła, przekręcając oczami.
- Chicago - powiedziałam szybkim, lecz zdecydowanym głosem, zakładając nogę na nogę.
Nawet nie wiecie jak trudno jest powiedzieć najbliższej osobie, że wyjeżdżasz kilkaset kilometrów od domu i to na stałe.
- No to rzeczywiście blisko - klasnęła dłońmi, wydając charakterystyczny plask, który rozniósł się po kawiarni - Kto jeszcze o tym wie?
- Wszyscy.. No prawie, jeszcze tylko Liam - oblizałam nerwowo wargę, przerzucając włosy na plecy.
- Wiesz, że on cię tak łatwo nie puści
- Nie będzie miał wyboru. Już zdecydowałam. Przeprowadzam się do Chicago - upiłam ostatniego łyka herbaty, wstając z miejsca - Muszę już lecieć po małą. Do zobaczenia - nachyliłam się i złożyłam lekki pocałunek na policzku dziewczyny.
Wyszłam z centrum, kierując się w stronę samochodu.
***
- Jak to wyjeżdżasz? - blondyn stanął przy oknie, opierając się rękoma. Widać było jak jego mięśnie się napięły, a oczy widocznie pociemniały.
- Tłumaczyłam ci już - westchnęłam ciężko, podchodząc do Liama. Położyłam dłoń na jego ramieniu i lekko przekręciłam go w swoją stronę. Owinęłam ręce wokół jego tłowia, wtulając się w jego rozgrzaną pierś. Uniosłam głowę, patrząc w jego oczy bez wyrazu. Jego szczęka była mocno zaciśnięta.
- Jadę z tobą - powiedział stanowczo, przy okazji obejmując mnie swoimi potężnymi rękoma.
- Liam, nie możesz zostawić wszystkiego i jechać ze mną - odwróciłam się, aby zaraz usiąść na łóżku.
- Przecież wiesz, że dla ciebie zrobię wszystko - przeczesał grzywkę, siadając na parapecie.
- Jadę tylko do Chicago, a nie na koniec świata - zaśmiałam się ironicznie.
- Proszę, zostań..
______________________________
WIEM, ŻE PEWNIE JESTEŚCIE NA MNIE ŹLI Z POWODU MOJEGO DODAWANIA ROZDZIAŁÓW, ALE NIE MIAŁAM WENY. NIE WIEM CO MAM ROBIĆ.
PYTANIE DO WAS.
PROWADZIĆ NADAL TEGO BLOGA CZY GO ZAWIESIĆ?
EDIT: * szkoła gdzie chodził Justin
Oczywiście że kontynuować świetny do następnego
OdpowiedzUsuńProwadź :D
OdpowiedzUsuńDo następnego :)
Strasznie mi się podoba to, co piszesz:)
OdpowiedzUsuńjesteś w tym dobra! nie przestawaj!:)
dawno tu nie zaglądałam, ale to się zmieni.
zapraszam do siebie, po długiej przerwie - wielki powrót!
http://art-of-killing.blogspot.com/