JUSTIN:
Tak, dzisiaj piątek, a ja zamiast pieprzyć jakąś dziwkę, zalany w trzy dupy, jeżdżę po mieście bez celu. Wystukiwałem palcami jakiś rytm na kierownicy, nucąc pod nosem.
Czuje w środku, że czegoś mi brakuje i doskonale wiem o co chodzi, ale staram się o tym nie myśleć, gdyż wiem, że w tej chwili to niemożliwe. Chciałbym mocno przytulić moją małą księżniczkę i nigdy już jej nie puszczać. Gdy przez chwilę udało mi się z nią porozmawiać, czułem się jak w niebie. Doskonale wiedziałem, że wtedy na placu zabaw ta drobna dziewczynka z długimi, ciemnymi lokami i z wielkimi brązowymi oczami to moja mała królewna, gdyż przez te trzy lata Ryan informował mnie co się dziej w życiu Miley. Przynosił mi zdjęcia, podawał różne nazwiska... Ta, również tego kutasa Liama, który kręci się przy moich dziewczynach, ale nie na długo..
Zmrużyłem oczy, kiedy zobaczyłem rozczochrane, brązowe włosy. Nie musiałem sie wysilać, żeby odgadnąć, że to Miley. Szła, potykają się co chwilę, a za nią chwiał się jakiś chłopak.
- Zostaw mnie, kurwa - krzyknęła dziewczyna, wystawiając środkowego palca w górę.
- Nie rób scen, kochanie. Wiem, że mnie pragniesz - wybełkotał chłopak. Przeniosłem wzrok na niego i dosłownie mnie zamurowało. Wyglądał jakby był żywcem wyciągnięty z filmu o szkolnych kujonach, przysięgam.
- Spierdalaj - odkrzyknęła, próbując przyspieszyć, ale skończyło się tym, że wylądowała z hukiem na zimnym chodniku. Ruszyłem w jej stronę, zniżając lekko spodnie, które podciągnęły się w górę gdy siedziałem.
- Miley? - położyłem dłoń na jej ramieniu, a ona uniosła swój nieobecny wzrok. Widzę, że ktoś tu za dużo wypił...
- Ju-sstin - wyszczerzyła się - Ja nie jestem pijana - uniosła dłonie w geście obronnym, kręcąc przy tym głową.
- Tak, oczywiście. Pora wstać, księżniczko - podciągnąłem ją za przed ramię, a ona wstała, owijając swoje dłonie wokół mojego tułowia.
- Hej! - krzyknął chyba ten sam koleś, na co odwróciłem się w jego stronę z podniesionymi brwiami - Zostaw ją, kurwa. Znajdź sobie inną dziwkę - splunął, podwijając rękawy swojego frajerskiego sweterka. Kurwa, nie.. nie zamierzam się bić z babą, no proszę was..
- Wiesz do kogo w tej chwili mówisz? - zrobiłem kilka kroków w przód, aby być bliżej niego.
Wydawał się nieco zmieszany.
- Jestem jej chłopakiem, więc jeszcze raz nazwiesz ją dziwką, a upierdolę ci kutasa i nakarmię nim twoją rodzinę - warknąłem, a moja pięść zderzyła się z jego twarzą.
- Jasne, stary, rozumiem - wymamrotał, ocierając dłonią krew, która spokojnie sączyła się z jego nosa - Już spadam - podniósł swój żałosny tyłek z ziemi, odchodząc w głąb ciemnej uliczki.
- Chodź tu, skarbie- owinąłem ręce wokół jej drobniutkiej talii, a następnie posadziłem ją na miejsce pasażera.
- Jestem zmęczona, Justin - westchnęła, ziewając.
- Więc, zabieram cie do domu. Do naszego domu - uśmiechnąłem się delikatnie, gładząc opuszkami palców jej policzek.
MILEY:
Ziewnęłam głośno, rozciągając się. Skrzywiłam się lekko, kiedy ostry ból rozszedł się po mojej głowie.
Położyłam dłoń na szafce nocnej, przesuwając nią po powierzchni, aż natknęłam się na mój telefon. Odblokowałam go, sprawdzając godzinę, kiedy coś rzuciło mi się w oczy.
To nie był mój telefon!
Przerażona, chciałam go odłożyć, ale wyszło, tak, że wypadł mi z ręki i spadł na podłogę z głośnym hukiem. Cichy pomruk odezwał się zza moich pleców i poczułam jak coś się poruszyło. Przełknęłam głośno ślinę, odwracając się w drugą stronę, a to co zobaczyłam, sparaliżowało mnie od głowy w dół. Twarz Justina była przyciśnięta do mojego kręgosłupa, kiedy cicho pochrapywał, śpiąc.
- O nie, kurwa, nie - krzyknęłam głośno, czując, jak cała czerwienieje ze złości.
To jakiś chory żart, tak?
Och, no dalej...
Pokażcie się już z tą pieprzoną kamerą i wykrzyczcie mi w twarz głupie "MAMY CIĘ, IDIOTKO!".
No dalej!
Justin wymamrotał coś niezrozumiałego, a jego dłoń powoli przesuwała się na moje biodro.
Wyskoczyłam zwinne z łóżka, nie chcąc czuć jego dotyku na sobie. Pf, ja nawet nie miałam zamiaru przebywać z tym dupkiem w tym samym pomieszczeniu!
Zazgrzytałam zębami, kiedy chłodne powietrze przywitało się z moją rozgrzaną skórą. Zauważyłam, że na podłodze leży jego koszulka, więc postanowiłam ją na siebie włożyć.
- Miley - odezwał się zaspanym głosem, ale nie miałam zamiaru na niego spojrzeć. Chciałam jak najszybciej stąd wyjść.
Ruszyłam pewnym krokiem w stronę drzwi i już miałam złapać dłonią za klamkę, kiedy muskularne ramiona chłopaka owinęły się wokół moich bioder.
- Puść mnie - starałam mu się wyrwać, ale był za silny. Odstawił mnie nieco dalej, a sam podszedł do wyjścia.
- Nigdzie stąd nie wyjdziesz - zakluczył drzwi, chowając metalowy przedmiot do kieszeni swoich szarych dresów.
- Słucham? - prychnęłam, kładąc dłonie na biodrach, a moja lewa stopa odbijała się z łomotem od podłogi.
- Musimy porozmawiać - odezwał się smutnym, ale stanowczym głosem.
- Nie, dziękuje, a teraz mnie wypuść - chciałam się obok niego przepchnąć, ale ponownie mi to uniemożliwił.
- Posłuchaj mnie... - zaczął, ale od razu mu przeszkodziłam.
- Nie. To ty mnie posłuchaj... - wcisnęłam palca w jego brzuch, mrużąc oczy - Doskonale pamiętam każde uderzenie, które mi sprawiłeś. Każdy wymuszony seks. Każde twoje pieprzone "kocham cię"- wciągnęłam głośno powietrze, starając się nie pokazywać mu moich łez - I doskonale pamiętam nasz ostatni dzień, a wiesz co nie pozwala mi o tym zapomnieć? - prychnęłam bez krzty humoru, unosząc wysoko brwi.
- Miley...
- Pytam się, kurwa, czy wiesz? - wrzasnęłam, popychając jego klatkę piersiową - Och, nie pamiętasz - pokręciłam rozczarowana głową, wycierając dłońmi mokre policzki od łez.
- Pieprzone blizny, Justin... - zawyłam głośniej, unosząc moje ręce w górę, a jego oczy uważnie skanowały moje nadgarstki.
- Pieprzone blizny po zgaszeniach papierosów na mojej skórze... - końcówkę udało mi się lewo wyszeptać, gdyż nie pozwalał mi dalej mówić mój łamiący się głos.
- Ja-a przepra...
- Jak możesz mi to robić?
Spojrzał na mnie zdezorientowany, łącząc ze sobą swoje krzaczaste brwi.
- Po tych trzech pieprzonych latach, kiedy moje życie zdecydowało się powrócić na tą szczęśliwą ścieżkę i to właśnie nią dumnie kroczyć, ty postanawiasz wrócić i znów wszystko mi doszczętnie rozpierdalać. Jak możesz, Justin... To nie fair! Co ja takiego zrobiłam, co? Nie zasłużyłam sobie na to wszystko... - wybuchłam płaczem, starając się równomiernie oddychać.
Jego jabłko Adama podskoczyło do góry, kiedy nerwowo przełknął ślinę. Stał oniemiały, więc skorzystałam z okazji, aby wyjść. Wzięłam do ręki mój telefon, kiedy jego głos mnie zatrzymał.
- Poczekaj.
Stanęłam, ale się nie odwróciłam.
- Ja nie odpuszczę i... Dziękuje za dzisiejszą noc - wyczułam w jego głosie ten jego irytujący, pewny siebie uśmieszek.
- Pieprzony dupek - wycedziłam przez zęby, wychodząc z pokoju. Przy drzwiach stały moje szpilki, więc szybko założyłam je na stopy.
Nie obchodziło mnie to, że wyglądałam jak idiotka w jego koszulce, która była na mnie za duża i w moich szpilkach.
Wyszłam na zewnątrz, chcąc tylko wrócić do domu.
***
Leżałam na łóżku, oglądając jakiś beznadziejny serial, kiedy ktoś zapukał do moich drzwi. Przekręciłam się na brzuch, wciskając na pilocie przycisk "przycisz".
- Tak?
Drzwi otworzyły się, a w progu stanął Liam.
- Dlaczego nie odbierałaś telefonu, Miley. Tak bardzo się martwiłem, kurwa - przejechał dłonią po włosach, podchodząc nieco bliżej.
- Jak się bawiłeś z tą blond dziwką?- uśmiechnęłam się ironicznie, wpatrując się w ekran.
- O co ci chodzi? - stanął przede mną, ale odwróciłam wzrok. To, że byłam wściekła, to mało powiedziane - Możesz na mnie spojrzeć?
- On mnie dotknął, rozumiesz to? Pozwoliłam mu się do mnie zbliżyć po tym wszystkim co mi zrobił i to przez ciebie. Wszystko przez ciebie, idioto - powstrzymałam łzy, które prosiły o spacer po moich bladych policzkach.
- Kto cię dotknął? - ścisnął dłonie w pięści, a jego mięśnie się napięły -Miley, do kurwy nędzy, powiedz mi co się stało!- warknął, unosząc mój podbródek palcem wskazującym, tak, że patrzyliśmy sobie w oczy.
- Nie chcę o tym z tobą rozmawiać - wykrztusiłam, kładąc się na materacu i zakrywając szczelnie grubą kołdrą.
- Świetnie - wyrzucił ręce w powietrze, wychodząc z pokoju. Trzasnął drzwiami, tak, że podskoczyłam przerażona. Od razu po jego wyjściu zalałam się łzami, mocząc przy tym brzegi pościeli.
- Pieprzcie się wszyscy - krzyknęłam, mając nadzieje, że mnie jeszcze usłyszy.
- Mamusiu? - druga strona łóżka ugięła się, a przede mną zaraz pojawiła się twarz Rose - Czemu płacesz?
- Nie płaczę - zmusiłam się na słaby uśmiech, prędko wycierając moją mokrą twarz - Chodź tu - podniosłam kawałek kołdry, a Rose nie tracąc czasu, od razu pod nią wskoczyła, przytulając się do mojej klatki piersiowej.
- Kosiam cię, mamusiu - wymamrotała stłumionym głosem.
- Ja też cię kocham, skarbie i nigdy nie pozwolę, aby ktoś cię skrzywdził. Nigdy.
____________________________
WRESZCIE MOGŁAM WSTAWIĆ ROZDZIAŁ. NAWET NIE WIECIE JAK BYŁAM ZŁA KIEDY NIE MIAŁAM MOŻLIWOŚCI KORZYSTANIA Z INTERNETU. PRAWIE 2 TYGODNIE CZEKANIA I W KOŃCU JESTEM.
KOCHAM WAS!!!!
Super. Tylko coraz bardziej wkurza mnie Justin. Pisz dalej tak super. Kocham Cię. Dzięki że piszesz <3 Życzę weny I czekam na kolejny :*
OdpowiedzUsuńNiestety, Justin jest tu negatywna postacią xD Dziękuje bardzo kochana i nie ma za co <3
Usuńo kurde! świetny rozdział! :O
OdpowiedzUsuńczekam na dalsze losy! <3
http://art-of-killing.blogspot.com/