środa, 20 maja 2015

Rozdział 26

Wstałam, idąc w ich stronę.
Rosalie przeniosła wzrok na mnie, a chłopak widocznie to zauważył, gdyż się odwrócił, a ja stanęłam jak wryta, czując jakby spadło na mnie milion cegieł.
On tu był.
Teraz.
Serce łomotało w mojej klatce piersiowej coraz szybciej, gdy widziałam jego intensywny wzrok, wypalający dziurę w mojej głowie.
- Zobacz mamusiu, Justin dał mi misia - Rose, ciągnęła za moją dłoń, abym na nią spojrzała, ale ja stałam jak sparaliżowana.
- Co ty tutaj robisz? - wycedziłam przez zęby, posyłając mu piorunujące spojrzenie. Zmienił się i to cholernie bardzo. Stał się jeszcze bardziej potężniejszy, nawet jego rysy twarzy się zmieniły - Żabciu, idź sie pobaw - podała mi pluszaka, mamrocząc, żebym go popilnowała i uciekła w stronę huśtawek.
- Jest piękna - spojrzał dumnym wzrokiem w stronę, gdzie przed chwilą pobiegła dziewczynka.
- Justin, kurwa, nie olewaj mnie. Pytałam się o coś - zacisnęłam mocno prawą dłoń w pięść.
- Chciałem zobaczyć moją dziewczynę i córkę? - na jego twarzy zagościł chytry uśmieszek. Parsknęłam śmiechem, krzyżując ręce na piersi.
- Jak sobie przypominam to..nie miałam chłopaka, a moja córka nie miała ojca, więc grzecznie cie proszę, abyś spieprzał stąd i z mojego życia - przekręciłam oczami.
- Chciałaś chyba powiedzieć nasza córka, skarbie - złożył nacisk na słowo "nasza". Włożył ręce w kieszenie. Z wyglądu może się i zmienił, ale charakter nadal ma taki sam.
- Wypierdalaj- warknęłam.
- Miley, Miley, Miley.. - powiedział melodyjnym głosem, szeroko sie usmiechając - Chyba zapomniałaś o pewnych zasadach. Nie lubię tego w jaki sposób się do mnie odzywasz
- W dupie mam to co ci się podoba, a co nie. Odejdź stąd, albo, kurwa, zadzwonię na policję.
- I co im powiesz? Że chciałem się zobaczyć z moją córką, po tym jak ode mnie uciekłaś, tak? To proszę bardzo... mam ci już wykręcić numer? - zarechotał obleśnie, wyciągając ze swojej tylnej kieszeni telefon.
Wciągnęłam głośno powietrze, a w kącikach moich oczu pojawiły się słone łzy. Myślałam, że już nie wróci. Że odcięłam się od niego raz na zawsze, ale, kurwa, nie... Moje jebane szczęście przygotowało dla mnie piękną niespodziankę.
- Proszę, odejdź... - wyszeptałam. Znów czułam się jak kiedyś. Miał mnie w garści i wiedział, że w każdej chwili może mnie zniszczyć.
- Oj, kochanie - podszedł bliżej, a jego dłoń wylądowała na moim policzku, głaszcząc jego wierzch - Mam nadzieje, że to łzy szczęścia - złożył pocałunek na moim czole.
- Pieprz się, Bieber - odepchnęłam go z całej siły, na co on lekko się zachwiał.
- Juz prawie zapomniałem, jaka jesteś dobra w tych rzeczach - rzucił znaczące spojrzenie, kładąc swoje duże dłonie na moich biodrach. Zrzuciłam jego ręce i odwróciłam się w stronę mojej maleńkiej kruszynki.
- Rose! - zignorowałam jego obleśny komentarz, wołając dziewczynkę - Kochanie, chodź tu. Wracamy do domu - krzyknęłam, ponownie, a po chwili obok mnie pojawiła się malutka brunetka ze smutną minką.
- Nie chcę jeszcze iść - wydęłą dolną wargę, patrząc na mnie swoimi ogromnymi oczkami.
- Babcia na nas czeka z obiadem - pociągnęłam ją lekko za rączke w stronę wyjścia.
- Pa, Justin - pomachała w stronę szatyna, podskakując wesoło, z nogi na nogę.
- Do zobaczenia, królewno - usłyszałam jego zachrypnięty głos, na co się odwróciłam.
- Jeszcze jedno.. - podeszłam nieco bliżej - Nie chcę, żebyś się do niej zbliżał, rozumiesz? Wypchaj się tym gównem i zostaw nas w spokoju. To koniec, Justin. Spieprzyłeś wszystko - wepchnęłam pluszowego misia w jego dłoń, pociągając nosem. Odwróciłam się, następnie odchodząc z Rosalie.
....

Trzasnęłam drzwiami, gdy już weszłyśmy do środka.
- Mówiłam ci, żebyś nie rozmawiała z nieznajomymi, ale ty jak zwykle mnie nie słuchasz- warknęłam, ściągając buta ze stopy Rose.
- Ale Justin powiedział, że jest twoim przyjacielem - mruknęła, odpinając zamek od swojej niebieskiej bluzy.
- Nie jest moim przyjacielem. Jeśli jeszcze raz go zobaczysz, masz mi o tym powiedzieć, rozumiesz? - zapytałam, na co ona kiwnęła śmiało swoją drobniutką główką.
- Co się stało? - w progu stanęła Taylor, wycierając szklankę ścierką w czerwoną kratę.
- Nic, kurwa - warknęłam, przechodząc obok niej i kierując się w stronę mojego pokoju.
- Miley! Rose tu jest! - zwróciła mi uwagę za mój język, ale olałam to i weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi. Rzuciłam się na łóżko, piszcząc w poduszkę.
Nigdy się od niego nie uwolnię...
....

Usłyszałam cichy śmiech dobiegający z salonu. Wstałam, przecierając dłonią oczy. Postawiłam stopy na zimnych kafelkach, po czym schowałam je w puchowe kapcie. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 19:47. Łocho, trochę mi się posapało. Spojrzałam na mój strój. Nie wyglądałam najgorzej. Miałam na sobie dresowe spodnie i granatową bluzkę brata z dekoltem w serek.
Pewnym krokiem zeszłam na dół. Wykończony Liam siedział na podłodze, opierając sie o ścianę przy schodach. Gdy spojrzał w górę i mnie zauważył, uśmiechnął się szeroko.
- Mamusia! - Rose podbiegła do mnie szybciutko, wskakując mi w ramiona. Owinęłam ręce wokół jej małej tali i podniosłam.
- Hej kruszynko - ucałowałam jej czółko szeroko się uśmiechając - Widzę, że wymęczyłaś Liama
- Bez przesady - westchnął blondyn, przeczesując swoją grzywkę.
- No przecież widzę... - postawiłam Rose na podłodze, a ona usiadła na sofie i włączyła bajki.
- Dzięki Bogu - wymsknęło mu się, na co wybuchłam śmiechem.
- Mówiłam.. Mogłeś mnie obudzić - wzruszyłam ramionami. Weszłam do kuchni, a za chwile złapałam w dłoń jabłko, odgryzając kawałek.
- Nie miałbym serca - dodał, idąc za mną, następnie siadając na krześle przy blacie stołowym - A twoja mama poszła na herbatę..
- Um.. okay
- I jeszcze jedno, ubieraj się..
Spojrzałam na niego zdezorientowana, marszcząc brwi - Jestem ubrana
- Chodzi mi o coś innego... Zabieram cię na imprezę

~.~

Gdy Liam zaparkował przed klubem, od razu wyskoczyłam z auta jak poparzona. Miałam zamiar się dzisiaj dobrze bawić i nic nie zdoła mi tego popsuć. Gdzie nie spojrzałam, wszędzie ktoś stał.
-Ugh, ile ludzi- naburmuszył się Liam, splatając swoje długie, smukłe palce z moimi. Był wzrostu Justina, więc i przy nim wyglądałam jak najmniejsze gówno świata. Dosłownie.
Chwila...kurwa, co? Jaki Justin?
Zwyzywałam się od najgorszych w głowie, tylko po to, aby wywalić obraz szatyna i jego głupiego uśmiechu sprzed moich oczu.
Co miało znaczyć jego "Do zobaczenia, mała"? Miał zamiar znów porządnie namieszać w moim życiu? Jeżeli tak, to coś czuje, że mu nie wyjdzie i włożę w to najwięcej starań. Nie mogę pozwolić, aby się do nas zbliżył, bo wiem jak to jest.. wiem jaka słaba jestem i jak szybko mogę mu ulec. I co jest najlepsze w tym wszystkim? Ten pieprzony sukinsyn też doskonale o tym wie.
- Słuchasz mnie w ogóle? - uniosłam wzrok, aby spojrzeć mu w oczy.
- Um, tak... chyba tak - końcówkę powiedziałam ciszej, jakby sama do siebie, a następnie posłałam mu słabą wersję uśmiechu, spuszczając wzrok.
- Jak zawsze - mruknął, a jego głos był pełen jadu.
Próbowałam się nie potknąć na moich super wysokich czółenkach ze złotym paskiem, który ozdabiał moją kostkę, ale za cholerę mi to nie wychodziło. Dobrze, że ramię Liama miło się do mnie uśmiechało, służąc pomocą.
Przy wejściu powitały nas dwa ogromne goryle aka czarnoskórzy, ogromni mężczyźni. Wydaje mi się, że Liam bardzo dobrze zna się z jednym z nich, gdyż po kilku wygibajtusach dłońmi, wpuścili nas do środka bez kolejki. Oczywiście nie odbyło się bez różnych gwizdów i przekleństw, ale w tym momencie mnie to nie obchodziło, gdyż już powoli wkraczałam w tryb "olej wszystko, baw się dobrze".
Gdy przekroczyliśmy próg, na mojej twarzy pojawił się ogromny grymas. Nad salą unosił się zapach alkoholu, spoconych ciał i, niestety, wymiocin, na co od razu chciałam zawrócić i wrócić do mojego cieplutkiego łóżeczka, ale Liam miał inne plany, ciągnąc mnie w stronę baru.
- Co podać? - przystojny barman, uśmiechnął się już swoim wyćwiczonym uśmieszkiem, a następnie puścił oczko w moją stronę, na co moje kąciki drgnęły lekko w górę.
- Wezmę coś kolorowego - wzruszyłam ramionami. Odwróciłam się w stronę parkietu, a łokcie oparłam o ladę. Kiwałam głową w rytm muzyki, próbując wypatrzeć jakąś znajomą twarz, ale nikogo szczególnego nie zauważyłam.
Odwróciłam się po mojego drinka, który był smakowicie niebieski. Liam stał ode mnie kilka kroków, a jakaś długonoga blondynka na nim praktycznie wisiała, na co wywróciłam teatralnie oczami.
Świetnie, więc zostałam sama...
Rozejrzałam się ponownie po pomieszczaniu, sącząc powoli mój napój. Gdy mój wzrok zatrzymał się na kujonku w sweterku w kratę, na moją twarz od razu wskoczył chytry uśmieszek.
- Hej, ty! - krzyknęłam, podnosząc dłoń w górę.
Odwrócił się, a gdy znów na mnie spojrzał, wydawał się być mocno zdziwiony, gdyż nikt za nim nie stał. Wcisnął palec w swoją klatkę piersiową, mówiąc bezgłośnie "ja?".
- Tak, ty. Chodź tu - zachęciłam go, kiwając moim palcem wskazującym.
Podszedł do mnie niepewnym krokiem. Wyglądał śmiesznie i strasznie się wyróżniał. Jego czerwony sweterek z kołnierzykiem i musztardowe spodnie, które miały podwinięte nogawki, tak, że były odsłonięte jego zielone skarpetki w paski, aż krzyczały "przepraszam, ale pomyliłem miejsca".
- Masz- wcisnęłam mu w dłoń czerwony kubeczek, wypełniony po brzegi alkoholem.
- Po co mi to? - uniósł wysoko brwi, a jego twarz lekko się skrzywiła, gdy pociągnął nosem zapach.
- Jak to po co? Dzisiaj pijesz ze mną, kujonku - wcisnęłam palca w jego mięciutki brzuszek, wystawiając przy tym język na wierzch. Dam sobie rękę uciąć, że ani razu nie był na siłowni. Boże, to same kości i nic więcej.
- Właściwie nie przyszedłem tu poimprezować, tylko po mojego młodszego brata. To bardzo nieodpowiedzialny młodzieniec - po wygłoszeniu swojej głupiej przemowy, chrząknął, a następnie poprawił okulary, które spadły na sam czubek jego nosa.
- Że, kurwa, co proszę? - wybuchłam niepohamowanym śmiechem, ale za chwilę się uspokoiłam, gdyż gapił się na mnie prawie cały klub- No weź. Pokaż, że jednak coś tam masz i mężczyźni nie muszą się za ciebie wstydzić- kiwnęłam głową na jego krocze, zagryzając dolną wargę. Już go mam w garści.
- Okej, ale tylko spróbuję - uniósł palca w górę, patrząc niepewnie na kubek. Zatkał palcami nos, a następnie oczyścił zawartość jednym, dużym łykiem.
- Wow - zaczęłam klaskać, dumna, że mu się udało.
Barman, rozbawiony całą sytuacją, podstawił nam następną kolejkę...

wtorek, 12 maja 2015

Ważne!

Pewnie zauważyliście, że zaczynam rzadko dodawać rozdziały i robią sie one straszne krótkie. Przyczyną tego jest.. No nie wiem jak to ująć. Wypalam sie po prostu. Moje pomysły mieszają sie i nie mogę stworzyć sensownego rozdziału, to co tu robię to cud. Nie usunęłam jeszcze tego bloga ze względu na was, wiec mam nadzieje, że jak nadal będę tak dodawać i pisać to nie będziecie mi tego mieli za złe.

Uwielbiam was!!! 

niedziela, 10 maja 2015

Rozdział 25


Wreszcie stworzyłam zakładkę z bohaterami, więc możecie zobaczyć jak wszyscy według mojego wyobrażenia wyglądają. Pojawiły się nowe postacie.



3 lata później...

- Miley schodź tutaj, śniadanie! - krzyknęła moja matka. Jęknęłam zmęczona. Kiedy ona w końcu zrozumie, że nie jadam śniadań. Przekręciłam się na drugi bok, a przed moimi oczmi pojawiła się, smacznie śpiąca, moja mała królewna. Jej bujne, brązowe, loki były rozwalone na całej poduszce. Uśmiechnęłam się szeroko, delikatnie całując jej czółko, aby jej nie obudzić.
Zrzuciłam z siebie kołdrę i ruszyłam w stronę kuchni. Poprawiłam swoją bluzkę i przeczesałam dłonią włosy.
- Wreszcie, śpiąca królewna wstała...- spojrzała na mnie gniewnym wzrokiem, nalewając sobie czarnej kawy do swojej białej filiżanki z kwiatami róży - Gdzie Rosalie? - zapytała z nieco łagodniejszą miną.
- Śpi jeszcze. Nie chciałam jej budzić - wzruszyłam ramionami, upijając łyka kawy. Wciągnęłam powietrze, kiedy poczułam jak ciepła ciecz parzy moje podniebienie.
- Ej.. ta kawa jest moja - uśmiechnęła się, przymrużając lekko oczy.
- Teraz już moja - puściłam oczko w jej stronę i poszłam do salonu siadając na fotelu przy oknie.
Więc..
Minęły trzy lata odkąd definitywnie zakończyła związek z Justinem. Próbował wszystko naprawić, przepraszał, a nawet widziałam jego łzy, ale nie dałam się. Nie uległam mu znów. No tak, na samym początku byłam w rozsypce, myślałam, że nie dam rady żyć dalej bez niego, ale cóż jestem tu nadal. Po kilku, długich dla mnie miesiącach dowiedziałam się od Cleo z którą nadal utrzymuje kontakt, że trafił do więzienia. Nie mam pojęcia za co i na jak długo. Szczerze? Mam to w dupie.
A teraz pozwólcie, że przedstawię wam najsłodsze dziecko na całym tym pieprzonym świecie- Rosalie Bieber. Kocham ją nad życie.
Uwielbiam jej bujne, brązowe loki, pełne malinowe usta, ciemne oczy i zaróżowione policzki. Jest prześliczna.
Obecnie szukamy z Rose jakiegoś przytulnego mieszkanka, ale jeszcze na nic ciekawego się nie natknęłam, więc jesteśmy zmuszone spędzać czas z kobietą, która całe życie ma okres, przysięgam. Moja mama jest do niewytrzymania...
Pewnie jesteście ciekawi jak zareagowała na moją ciąże. Hm, normalnie. Oczywiście była niezadowolona i mocno zaskoczona ale nie miała prawa mnie oceniać, bo sama zaszła w ciąże kiedy była nastolatką.
Po pokoju rozległ się tupot bosych stóp, a ja spojrzałam na schody, po których schodziła Rose.
- Chodź skarbie, mam dla ciebie śniadanko - uśmiechnęła się szeroko moja rodzicielka, poruszając zabawnie brwiami. Rose zaklaskała zadowolona i pobiegła w jej stronę.
Spojrzałam na ekran telefonu, w celu sprawdzenia godziny. Dochodziła 11:00, więc mała powinna być zaraz na swoich zajęciach z muzyki.
- Skarbie wcinaj szybciutko, bo zaraz wychodzimy - wypiłam do końca kawę.
- Dobze, mamusiu - chwyciła kanapkę z serem w swoje małe rączki, ale najpierw zwinnie przerzuciła swoje włosy na plecki.


Ubrałam [KLIK], a dla małej wybrałam [KLIKNIJ].
Wsadziłam klucze od domu do tylnej kieszeni, a telefon zostawiłam w dłoni.
- Cześć - krzyknęłam, wychodząc na zewnątrz.
- Papa babciu - zawołała  wesoło Rose, doganiając mnie. Uśmiechnęłam się szeroko, widząc Cleo, która stała przed domem.
- Wiesz, że mogłaś wejść? - prychnęłam, unosząc prawą brew.
- Na prawdę? Wow, dzięki, że mi powiedziałaś, nie wiedziałam - uśmiechnęła się głupio. Rosalie podbiegła do niej, a ona kucnęła i schowała ją w swoich ramionach.
- Co tam kruszynko? - cmoknęła ją lekko w czółko.
- Z mamą spiesymy się na muzykę - zatrzepotała śmiesznie rzęskami, idąc przed nami i nucąc jakąś pioseneczkę.
- Wiesz, że Justin wychodzi jakoś w tym tygodniu? - Claudia momentalnie spoważniała, co do niej nie podobne.
- Wiesz? Jakoś mnie to nie obchodzi. Kurwa, minęły trzy lata.. Już dawno o nim zapomniałam i mam nadzieję, że on też - wzruszyłam ramionami.
- Miley, znam Justina i on sobie tak łatwo nie odpuści - westchnęła.
- Rose, masz ochotę na duże ciacho z polewą czekoladową? - krzyknęłam, nie zwracając szczególnej uwagi na to co przed chwilą powiedziała. Nie mam najmniejszej ochoty na słuchanie o nim.
- O mój misiek już na mnie czeka - przejechałam wzrokiem w miejsce gdzie ona patrzyła i zauważyłam mojego durnego brata - Idziecie z nami? - przygryzła dolną wargę, co chwile zerkając w stronę blondyna.
- Nie będe wam przeszkadzać - mrugnęłam w jej stronę - Nadal nie mogę uwierzyć, że jesteście razem - parsknęłam śmiechem, lekko trącając ją łokciem.
- No bez przesady - obie pomachałyśmy w stronę chłopaka.
- Dobra, spadaj już - ponagliłam ją ręką.
- Ok. Trzymaj się, laska - ucałowałyśmy się w policzki, a następnie odeszła w stronę Alexa.
- Więc zostałyśmy same - kucnęłam przy niej, poprawiając jej kaptur - Myślę, że jak zajdziemy na ciacho i troszeczkę się spóźnimy na zajęcia, pani Long nam nic nie zrobi, jak myślisz? - trąciłam palcem jej nosek, szeroko się uśmiechając.
- Chyba nas nie zabije? 
- Nie pozwolimy na to - cmoknęłam jej usta, na co zachichotała - To co idziemy?
- Tak! - krzyknęła, wesoło klaszcząc w dłonie. Splotłam nasze palce i ruszyłyśmy w stronę cukierni.
- Miley! - ktoś krzyknął, ale nie przejęłam się tym, bo przecież nie jestem jedyną dziewczyną o tym imieniu.
- Miley! - w końcu się odwróciłam i zauważyłam zdyszanego Liama, który biegł w naszą stronę co chwile kogoś trącając, a następnie mamrocząc szybkie "przepraszam" ze swoim cudownym uśmiechem.
-Nie to co Justina-
Oh zamknij się!
- Hej - ucałowałam go lekko w policzek, kiedy już o nas podszedł.
- Cześć, piękna - puścił zalotnie oczko w moją stronę - Część, żabko - rozczochrał włosy Rose, a ona go mocno przytuliła.
- Idziemy na lody. Idzieś z nami? - poruszyła zabawnie brwiami, przygryzając dolną wargę.
-Jeżeli twoja mamusia nie ma nic przeciwko...- spojrzał na mnie pytająco, a ja kiwnęłam twierdząco głową z lekkim uśmiechem. Lubię Liama i uwielbiam z nim spędzać czas. Kocham to jak stara się zwrócić na siebie moją uwagę.
- Chodźmy - Liam posadził Rose na plecach, zakładając na jej malutki nosek swoje okulary przeciwsłoneczne - Wyglądasz jak prawdziwy gangster. Nikt nam nie podskoczy - wybuchnęłam głośnym śmiechem, dorównując mu kroku.

~.~

Po skończonych zajęciach Rose, postanowiłyśmy wybrać się do parku. Oblizałam loda tuż przy samym wafelku,w tym samym czasie przeglądając aplikacje na moim telefonie. Uniosłam na chwilę wzrok, aby znaleźć miejsce, gdzie mój tyłek czułby się idealnie. Usiadłam na jednej z ławek w cieniu, a Rose pobiegła w stronę placu zabaw, gdzie już bawiły się inne dzieci.
- Tylko bądź grzeczna - krzyknęłam na tyle, żeby mogła mnie usłyszeć. 
- Zawsze jestem, mamusiu - posłała mi szeroki uśmiech, a jej włosy rozwiały się na wietrze.
Moje kąciki uniosły się delikatnie gdy odprowadziłam ją wzrokiem. Zaczęło mi się nudzić, więc otworzyłam okienko rozmów z moją przyjaciółką.

Do: Vanessa
siedzę w parku, przyjdziesz? :)

Nie czekałam długo na odpowiedź. Nie minęła sekunda, a mój telefon wydał dźwięk , który oznaczał nowa wiadomość.

Od: Vanessa
jestem z rodzicami u dziadków.. Masakra.. :(

Westchnęłam głośno, chowając przedmiot z powrotem do kieszeni. Wyrzuciłam serwetkę, którą dała mi kobieta stojąca za zamrażarką z lodami i wróciłam wzrokiem na plac zabaw. Zmarszczyłam brwi, kiedy rzuciło mi się coś w oczy, a mianowicie Rose, patrząca na jakiegoś mężczyznę, który coś do niej mówił. Stał do mnie tyłem, więc nie widziałam jego twarzy. Może to Liam?


_______________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Dla ciebie to kilka sekund, a dla mnie duża motywacja.

sobota, 2 maja 2015

Rozdział 24

Pociągnęłam dłonią klamkę przymocowaną przy drzwiach pasażera. Usiadłam na fotelu, a mój plecak postawiłam na podłodze.
Dopiero teraz zauważyłam, że ten człowiek, którego tak kocham spierdolił mi całe życie. Poniżał, bił, a teraz? Teraz będziemy mieli dziecko.
Mam ochotę wrócić tam i przypieprzyć mu czymś ostrym w głowę. Nienawidzę go..
- Witaj, słonko. Jestem Caroline - kobieta około siedemdziesiątki powitała mnie szerokim uśmiechem. Wyglądała na typową babcię, która całymi dniami siedzi na bujanym krzesełku i opowiada bajki swoim wnukom.
- Um, dzień dobry. Jestem Miley - uścisnęłam jej lekko pomarszczoną dłoń, zmuszając się do delikatnego uśmiechu.
Wcisnęłam się cała w fotel, przygryzając dolną wargę.
Czyli tak miało wyglądać idealne życie z Justinem?
Jeśli tak to bije sobie pierdolone brawo, jestem naiwną idiotką, którą owinął sobie wokół palca. Prychnęłam kręcąc głową.
To już dzisiaj. Kończę tą całą sielankę.
- Jeśli kocha to wróci - uśmiechnęła się pocieszająco staruszka, klepiąc delikatnie moje kolano.
- Jeśli kocha.. - westchnęłam. Oparłam głowę o zamarzniętą szybę, cały czas spoglądając w jej stronę.
- Zawsze popełniają błędy, młoda damo. Te małe jak i te większe, ale trzeba dać im szansę, bo jak młode to głupie, ale później wyrastają na porządnych mężczyzn, skarbie - zaśmiała się, puszczając mi oczko. Przekręciła zdegustowana oczami. Dwadzieścia jeden lat do czegoś zobowiązuję i myślę, że powinien częściej używać swojego mózgu.
I o jakich błędach mowa? Kurwa, on za parę miesięcy będzie ojcem!

~.~

Droga minęła mi bardzo dobrze. Caroline to przemiła osoba i nawet wymieniłyśmy się numerami.
W duszy dziękowałam Bogu, że przed nami dało się już zobaczyć wielki napis "Witamy w Stratford". Z każdym kolejnym, przebytym kilometrem stres u mnie w środku rósł.
Po tym jak opowiedziałam Caroline o wszystkim i gdzie się wybieram, próbowałam mnie uspokoić i pocieszyć, ale nie dawało to żadnych rezultatów.
- Wysiąde tu - odezwałam się, wskazując ręką na przystanek autobusowy.
- Na pewno? Wiesz, mogę cię podwieźć pod sam dom, kochanie
- Nie trzeba, jest w porządku - kiwnęła głową i zaparkowała na przystanku.
- Trzymaj się, słońce. Dzwoń do mnie nawet z najmniejszymi problemami, zrozumiano? - podniosła palca wskazującego na wysokości swojej głowy.
- Będe dzwonić - powiedziałam, odrobinę roześmiana.
- No mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy - krzyknęła, kiedy już miałam zamiar zamknąć drzwi.
- Ja też - posłałam jej szczery uśmiech i trzasnęłam drzwiami, upewniając się, że je dobrze zamknęłam. Pomachała jeszcze w moją stronę zanim odjechała.

JUSTIN:
Nie wierzę.
Nie wierzę, że ta szmata po prostu wzięła swoje rzeczy i wyszła.
Jakim, kurwa prawem? Chyba zapomniała, ze nalezy do mnie i nosi w sobie moje dziecko. Niech lepiej nie wraca dzisiaj na noc, bo rozszarpię ją na milion kawałeczków. Będzie jeszcze przepraszała na kolanach i prosiła, żebym ją wziął ze sobą. Obiecuje wam to.
Walnąłem pięscią z całej siły w ścianę, aż na dywanie pojawiały się to nowe krople krwi. Syknąłem, kierując się do łazienki. Spojrzałem się na białą szafkę i wyciągnąłem z niej czysty bandaż, a następnie zawinąłem nim swoją rękę.
Potrzebowałem czegoś co pomogłloby mi na chwilę zapomnieć o tej małej, przebiegłej suce i doskonale wiedziałem co najlepiej się do tego nada. Umiechnąłem sie przebiegle, szperając po tylnych kieszeniach moich spodni. Gdy już znalazłem to czego szukałem, rozsiadłem się wygodnie na sofie. Podniosłem ze stolika, który stałe przede mną, paczkę czerwonych Marlboro i podpaliłem jednego papierosa, wsadzając go pomiędzy wargi. Odblokowałem ekran iPhona i szybko przebiegłem wzrokiem kontakty. Wybrałem numer, który już powoli zapisywał się w moje pamięci i przyłożyłem telefon do ucha.
- Halo? - odezwała się zaspanym głoem blondynka, a kąciki moich ust delikatnie drgnęły  uśmiechu.
- Cześć, skarbie - odparłem, wypuszczając z płuc toksyczny dym.
- Justin? Wiesz, która godzina? Jest druga w nocy! - jęknęła niezadowolona.
- Nie pytam się o godzinę, Nina. Masz u mnie być za 10 minut
- Nie ma mow.. - rozłączyłem się bez żadnego pożegnania, bo po co? I tak wiem, że przybiegnie do mnie i będzie błagać, żebym ją pieprzył calutką noc.

***

Weszłam po schodkach, stojąc na przeciwko dębowych drzwi. Nerwowo przygryzłam dolną wargę. Czym ja się denerwuje? Przecież wracam do domu po tym jak uciekłam bez słowa z chłopakiem i na dodatek zaszłam w ciążę. Brawo, Miley!
Zapukałam dwa rzay w drzwi i odsunęłam sie o krok do tyłu. Oddychahjąć ciężko, nasłuchiwałam odgłosy kroków, które były coraz bardziej wyraźne.
Kiedy drzwi otworzyły się na roścież, w progu stanęła moja matka z miną jakby zobaczyła ducha i zapomniałą jak się oddycha.
Szklanka, którą trzymała wypadła jej z dłoni i rozbiła się pomiędzy nami raniąc ją w stopę. Krew momentalnie zabrudziła całą jej skórę.
- Jezu daj mi te ścierkę - pociągnęłam za szmatę, która wisiała jej na ramieniu i przyłozyłam do rany, lekko dociskając. Melanie położyła dłonie na moje policzki, lekko za nie ciągnąc, żebym wstała, ale ja nadal próbowałam zatamowac krwawienie - Myślę, że to powinno być zszyte - wymamrotałam, owijając ścierkę wokół jej stopy, a kiedy spojrzałam w górę moje serce pekło na milion kawałeczków. Gdy zobaczyłam jej łzy, jej wzrok.. widać było ból, radośc i rozczarowanie? Tak myślę.
Zarzuciła rece na moją szyję, całując gdzie popadnie i mamrocząc jakies nie zrozumiałe zdania.
- Udusisz mnie - jęknęłam, kiedy poczułam, że zaraz zmiażdży mi wszystkie żebra.
- My-myślałam, ża już nie wróci-cisz.. - zaniosła się większym płaczem - Przepra-aszam, Miley - pociągnęła nosem.
- Nie, to ja przepraszam. A teraz już spokojnie - gładziłam jej plecy dłońmi. Coraz bardziej czułam, że ją zraniłam, ale ona tez nie jest bez winy..
- Ty naprawdę jesteś prawdziwa.. - zaśmiała się nerwowo.
- Tak, mamo - kiwnęłam twierdząco głową, posyłając jej szeroki uśmiech - Jak się czujesz? - starłam łze, która powoli spływała po moim policzku.
- Teraz już wspaniale - odetchnęła z ulgą, a to co teraz powiedziała sprawiło, że poczułam się jak nic nie warte gówno bez uczuć, którym byłam - Dziękuje, że wróciłaś




__________________________
Mamy nowy rozdział. Mam nadzieję, że się podobał i nie zawiedliście się na mnie!
Kocham xo