Rosalie przeniosła wzrok na mnie, a chłopak widocznie to zauważył, gdyż się odwrócił, a ja stanęłam jak wryta, czując jakby spadło na mnie milion cegieł.
On tu był.
Teraz.
Serce łomotało w mojej klatce piersiowej coraz szybciej, gdy widziałam jego intensywny wzrok, wypalający dziurę w mojej głowie.
- Zobacz mamusiu, Justin dał mi misia - Rose, ciągnęła za moją dłoń, abym na nią spojrzała, ale ja stałam jak sparaliżowana.
- Co ty tutaj robisz? - wycedziłam przez zęby, posyłając mu piorunujące spojrzenie. Zmienił się i to cholernie bardzo. Stał się jeszcze bardziej potężniejszy, nawet jego rysy twarzy się zmieniły - Żabciu, idź sie pobaw - podała mi pluszaka, mamrocząc, żebym go popilnowała i uciekła w stronę huśtawek.
- Jest piękna - spojrzał dumnym wzrokiem w stronę, gdzie przed chwilą pobiegła dziewczynka.
- Justin, kurwa, nie olewaj mnie. Pytałam się o coś - zacisnęłam mocno prawą dłoń w pięść.
- Chciałem zobaczyć moją dziewczynę i córkę? - na jego twarzy zagościł chytry uśmieszek. Parsknęłam śmiechem, krzyżując ręce na piersi.
- Jak sobie przypominam to..nie miałam chłopaka, a moja córka nie miała ojca, więc grzecznie cie proszę, abyś spieprzał stąd i z mojego życia - przekręciłam oczami.
- Chciałaś chyba powiedzieć nasza córka, skarbie - złożył nacisk na słowo "nasza". Włożył ręce w kieszenie. Z wyglądu może się i zmienił, ale charakter nadal ma taki sam.
- Wypierdalaj- warknęłam.
- Miley, Miley, Miley.. - powiedział melodyjnym głosem, szeroko sie usmiechając - Chyba zapomniałaś o pewnych zasadach. Nie lubię tego w jaki sposób się do mnie odzywasz
- W dupie mam to co ci się podoba, a co nie. Odejdź stąd, albo, kurwa, zadzwonię na policję.
- I co im powiesz? Że chciałem się zobaczyć z moją córką, po tym jak ode mnie uciekłaś, tak? To proszę bardzo... mam ci już wykręcić numer? - zarechotał obleśnie, wyciągając ze swojej tylnej kieszeni telefon.
Wciągnęłam głośno powietrze, a w kącikach moich oczu pojawiły się słone łzy. Myślałam, że już nie wróci. Że odcięłam się od niego raz na zawsze, ale, kurwa, nie... Moje jebane szczęście przygotowało dla mnie piękną niespodziankę.
- Proszę, odejdź... - wyszeptałam. Znów czułam się jak kiedyś. Miał mnie w garści i wiedział, że w każdej chwili może mnie zniszczyć.
- Oj, kochanie - podszedł bliżej, a jego dłoń wylądowała na moim policzku, głaszcząc jego wierzch - Mam nadzieje, że to łzy szczęścia - złożył pocałunek na moim czole.
- Pieprz się, Bieber - odepchnęłam go z całej siły, na co on lekko się zachwiał.
- Juz prawie zapomniałem, jaka jesteś dobra w tych rzeczach - rzucił znaczące spojrzenie, kładąc swoje duże dłonie na moich biodrach. Zrzuciłam jego ręce i odwróciłam się w stronę mojej maleńkiej kruszynki.
- Rose! - zignorowałam jego obleśny komentarz, wołając dziewczynkę - Kochanie, chodź tu. Wracamy do domu - krzyknęłam, ponownie, a po chwili obok mnie pojawiła się malutka brunetka ze smutną minką.
- Nie chcę jeszcze iść - wydęłą dolną wargę, patrząc na mnie swoimi ogromnymi oczkami.
- Babcia na nas czeka z obiadem - pociągnęłam ją lekko za rączke w stronę wyjścia.
- Pa, Justin - pomachała w stronę szatyna, podskakując wesoło, z nogi na nogę.
- Do zobaczenia, królewno - usłyszałam jego zachrypnięty głos, na co się odwróciłam.
- Jeszcze jedno.. - podeszłam nieco bliżej - Nie chcę, żebyś się do niej zbliżał, rozumiesz? Wypchaj się tym gównem i zostaw nas w spokoju. To koniec, Justin. Spieprzyłeś wszystko - wepchnęłam pluszowego misia w jego dłoń, pociągając nosem. Odwróciłam się, następnie odchodząc z Rosalie.
....
Trzasnęłam drzwiami, gdy już weszłyśmy do środka.
- Mówiłam ci, żebyś nie rozmawiała z nieznajomymi, ale ty jak zwykle mnie nie słuchasz- warknęłam, ściągając buta ze stopy Rose.
- Ale Justin powiedział, że jest twoim przyjacielem - mruknęła, odpinając zamek od swojej niebieskiej bluzy.
- Nie jest moim przyjacielem. Jeśli jeszcze raz go zobaczysz, masz mi o tym powiedzieć, rozumiesz? - zapytałam, na co ona kiwnęła śmiało swoją drobniutką główką.
- Co się stało? - w progu stanęła Taylor, wycierając szklankę ścierką w czerwoną kratę.
- Nic, kurwa - warknęłam, przechodząc obok niej i kierując się w stronę mojego pokoju.
- Miley! Rose tu jest! - zwróciła mi uwagę za mój język, ale olałam to i weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi. Rzuciłam się na łóżko, piszcząc w poduszkę.
Nigdy się od niego nie uwolnię...
....
Usłyszałam cichy śmiech dobiegający z salonu. Wstałam, przecierając dłonią oczy. Postawiłam stopy na zimnych kafelkach, po czym schowałam je w puchowe kapcie. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 19:47. Łocho, trochę mi się posapało. Spojrzałam na mój strój. Nie wyglądałam najgorzej. Miałam na sobie dresowe spodnie i granatową bluzkę brata z dekoltem w serek.
Pewnym krokiem zeszłam na dół. Wykończony Liam siedział na podłodze, opierając sie o ścianę przy schodach. Gdy spojrzał w górę i mnie zauważył, uśmiechnął się szeroko.
- Mamusia! - Rose podbiegła do mnie szybciutko, wskakując mi w ramiona. Owinęłam ręce wokół jej małej tali i podniosłam.
- Hej kruszynko - ucałowałam jej czółko szeroko się uśmiechając - Widzę, że wymęczyłaś Liama
- Bez przesady - westchnął blondyn, przeczesując swoją grzywkę.
- No przecież widzę... - postawiłam Rose na podłodze, a ona usiadła na sofie i włączyła bajki.
- Dzięki Bogu - wymsknęło mu się, na co wybuchłam śmiechem.
- Mówiłam.. Mogłeś mnie obudzić - wzruszyłam ramionami. Weszłam do kuchni, a za chwile złapałam w dłoń jabłko, odgryzając kawałek.
- Nie miałbym serca - dodał, idąc za mną, następnie siadając na krześle przy blacie stołowym - A twoja mama poszła na herbatę..
- Um.. okay
- I jeszcze jedno, ubieraj się..
Spojrzałam na niego zdezorientowana, marszcząc brwi - Jestem ubrana
- Chodzi mi o coś innego... Zabieram cię na imprezę
~.~
-Ugh, ile ludzi- naburmuszył się Liam, splatając swoje długie, smukłe palce z moimi. Był wzrostu Justina, więc i przy nim wyglądałam jak najmniejsze gówno świata. Dosłownie.
Chwila...kurwa, co? Jaki Justin?
Zwyzywałam się od najgorszych w głowie, tylko po to, aby wywalić obraz szatyna i jego głupiego uśmiechu sprzed moich oczu.
Co miało znaczyć jego "Do zobaczenia, mała"? Miał zamiar znów porządnie namieszać w moim życiu? Jeżeli tak, to coś czuje, że mu nie wyjdzie i włożę w to najwięcej starań. Nie mogę pozwolić, aby się do nas zbliżył, bo wiem jak to jest.. wiem jaka słaba jestem i jak szybko mogę mu ulec. I co jest najlepsze w tym wszystkim? Ten pieprzony sukinsyn też doskonale o tym wie.
- Słuchasz mnie w ogóle? - uniosłam wzrok, aby spojrzeć mu w oczy.
- Um, tak... chyba tak - końcówkę powiedziałam ciszej, jakby sama do siebie, a następnie posłałam mu słabą wersję uśmiechu, spuszczając wzrok.
- Jak zawsze - mruknął, a jego głos był pełen jadu.
Próbowałam się nie potknąć na moich super wysokich czółenkach ze złotym paskiem, który ozdabiał moją kostkę, ale za cholerę mi to nie wychodziło. Dobrze, że ramię Liama miło się do mnie uśmiechało, służąc pomocą.
Przy wejściu powitały nas dwa ogromne goryle aka czarnoskórzy, ogromni mężczyźni. Wydaje mi się, że Liam bardzo dobrze zna się z jednym z nich, gdyż po kilku wygibajtusach dłońmi, wpuścili nas do środka bez kolejki. Oczywiście nie odbyło się bez różnych gwizdów i przekleństw, ale w tym momencie mnie to nie obchodziło, gdyż już powoli wkraczałam w tryb "olej wszystko, baw się dobrze".
Gdy przekroczyliśmy próg, na mojej twarzy pojawił się ogromny grymas. Nad salą unosił się zapach alkoholu, spoconych ciał i, niestety, wymiocin, na co od razu chciałam zawrócić i wrócić do mojego cieplutkiego łóżeczka, ale Liam miał inne plany, ciągnąc mnie w stronę baru.
- Co podać? - przystojny barman, uśmiechnął się już swoim wyćwiczonym uśmieszkiem, a następnie puścił oczko w moją stronę, na co moje kąciki drgnęły lekko w górę.
- Wezmę coś kolorowego - wzruszyłam ramionami. Odwróciłam się w stronę parkietu, a łokcie oparłam o ladę. Kiwałam głową w rytm muzyki, próbując wypatrzeć jakąś znajomą twarz, ale nikogo szczególnego nie zauważyłam.
Odwróciłam się po mojego drinka, który był smakowicie niebieski. Liam stał ode mnie kilka kroków, a jakaś długonoga blondynka na nim praktycznie wisiała, na co wywróciłam teatralnie oczami.
Świetnie, więc zostałam sama...
Rozejrzałam się ponownie po pomieszczaniu, sącząc powoli mój napój. Gdy mój wzrok zatrzymał się na kujonku w sweterku w kratę, na moją twarz od razu wskoczył chytry uśmieszek.
- Hej, ty! - krzyknęłam, podnosząc dłoń w górę.
Odwrócił się, a gdy znów na mnie spojrzał, wydawał się być mocno zdziwiony, gdyż nikt za nim nie stał. Wcisnął palec w swoją klatkę piersiową, mówiąc bezgłośnie "ja?".
- Tak, ty. Chodź tu - zachęciłam go, kiwając moim palcem wskazującym.
Podszedł do mnie niepewnym krokiem. Wyglądał śmiesznie i strasznie się wyróżniał. Jego czerwony sweterek z kołnierzykiem i musztardowe spodnie, które miały podwinięte nogawki, tak, że były odsłonięte jego zielone skarpetki w paski, aż krzyczały "przepraszam, ale pomyliłem miejsca".
- Masz- wcisnęłam mu w dłoń czerwony kubeczek, wypełniony po brzegi alkoholem.
- Po co mi to? - uniósł wysoko brwi, a jego twarz lekko się skrzywiła, gdy pociągnął nosem zapach.
- Jak to po co? Dzisiaj pijesz ze mną, kujonku - wcisnęłam palca w jego mięciutki brzuszek, wystawiając przy tym język na wierzch. Dam sobie rękę uciąć, że ani razu nie był na siłowni. Boże, to same kości i nic więcej.
- Właściwie nie przyszedłem tu poimprezować, tylko po mojego młodszego brata. To bardzo nieodpowiedzialny młodzieniec - po wygłoszeniu swojej głupiej przemowy, chrząknął, a następnie poprawił okulary, które spadły na sam czubek jego nosa.
- Że, kurwa, co proszę? - wybuchłam niepohamowanym śmiechem, ale za chwilę się uspokoiłam, gdyż gapił się na mnie prawie cały klub- No weź. Pokaż, że jednak coś tam masz i mężczyźni nie muszą się za ciebie wstydzić- kiwnęłam głową na jego krocze, zagryzając dolną wargę. Już go mam w garści.
- Okej, ale tylko spróbuję - uniósł palca w górę, patrząc niepewnie na kubek. Zatkał palcami nos, a następnie oczyścił zawartość jednym, dużym łykiem.
- Wow - zaczęłam klaskać, dumna, że mu się udało.
Barman, rozbawiony całą sytuacją, podstawił nam następną kolejkę...