sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział 23

- Co ty tutaj robisz? - powiedziałam zdziwiona. Oczy zrobiły mi się szkliste. Miałam ochotę wybuchnąć płaczem.
- Też cię miło widzieć, słonko - Alex, stanął na proste nogi i poprawił swoją blond grzywkę. Miał na sobie czarne bugy, białą koszulkę, timberlandy i zieloną męską parkę.
Po moim policzku spłynęła pojedyńcza łza. Zaczęłam biec, aby zaraz wskoczyć w jego ramiona.
Owinęłam ciasno nogi wokół jego bioder, a ręce zarzuciłam na szyję.
- Nigdy więcej mi tego nie rób. Nigdy.. - mój głos łamał się z każdym wypowiedzianym słowem.
- Przepraszam - westchnął - Ale jak usłyszałem, że moja młodsza siostrzyczka będzie miała dziecko.. Nie wytrzymałem
- Wiem, ż-że cię zawiodł-am, ale to nie mia-ało tak wyglądać - wyszeptałam. Wciągnęłam nosem jego zapach, a na moją twarz wkradł się lekki uśmiech. Moje dłonie błądziły po jego karku.
- Już spokojnie.. Cii. Duże dziewczynki nie płaczą - gładził uspokajająco moje plecy. Pociągnęłam nosem, odrywając twarz od jego kurtki.
Zachichotałam, wygładzając materiał.
- Sorry - wzruszyłam ramionami.
- Miley - przeciągnął moje imię i zrobił zniesmaczoną minę - Będziesz mi to prała - puścił mnie, a ja delikatnie dotknęłam stopami chodnika. Spojrzałam w górę z przyklejonym do ryja chamskim uśmiechem. Mój brat ma z 1,85 m, a ja.. Szkoda gadać. Powiem tylko tyle, czuję się przy nim jak mrówka.
- Robiłam to przez pół mojego życia, Alex - zmarszczyłam czoło.
- Cicho bądź - prychnął, przyciągając mnie do uścisku - Chodź tu mała - owinął ręce wokół mojej tali, kładąc brodę na czubku mojej głowy.
- Hej, to ty miałeś być tą niespodzianką? - uniosłam pytająco brwi.
- Tak, a co nie podoba ci się?
- Cieszę się, że przyszedłeś - odwróciłam się w drugą stronę i myślałam, że zobaczę tam Justina, ale go nie było. Nawet nie zauważyłam jak wszedł do domu.
- Wiedziałem.. Widzę, że nadal z Bieberem - przewrócił oczami.
- Tak
- Jak zareagował na wieść o dziecku?
- Na początku nie był za szczęśliwy, ale teraz jest wszystko ok - westchnęłam.
- Wiesz, znam go dość dobrze i jakoś trudno mi uwierzyć, że się nie wściekł - skrzyżował ręce na piersi.
- Widocznie nie znasz go wystarczająco - chrząknęłam.
- Ale..
- Możemy o tym nie rozmawiać?
- Jasne, już się zamykam - podniósł ręce w geście obronnym, cofając się o krok do tyłu.
- Chodź pewnie jesteś głodny - uśmiechnęłam się, chwytając jego dłoń.
- W sumie to.. Muszę już iść
- Co? Czemu?
- Przepraszam, mała. Mama się rozchorowała i nie chcę zostawiać jej teraz samej - powiedział, przygryzając dolną wargę.
- Och.. Życz jej szybkiego powrotu do zdrowia
- Sama możesz jej to powiedzieć, jeśli wrócisz do domu - przeczesał nerwowo grzywkę.
- Alex.. - westchnęłam głośno.
 - Dobrze, już nic nie mówię. Pa Miley - podszedł bliżej mnie. Stanęłam na palcach, a następnie zarzuciłam ręce na jego szyję, mocno ściskając.
- Cześć
Cmoknął znacząco. Zanim się obejrzałam, zniknął za drzwiami swojego samochodu.
Odwróciłam się na pięcie, ruszając w stronę drzwi wejściowych. Mój humor spadł do minus dziesięciu. Potrzebowałam go przy mnie i już zaczynałam tęsknić.
Weszłam do środka, delikatnie zamykając drzwi, bo może Justin poszedł spać?
Zsunęłam ze stóp buty i na paluszkach ruszyłam w stronę schodów.
- Chodź tu - zmarszczyłam brwi, odwracając się w drugą stronę, gdy usłyszałam warknięcie Justina.
- Co? - zmieszana, podeszłam bliżej niego. Siedział na fotelu z rękoma splecionymi ze sobą. Jego szczęka była mocno zaciśnięta, a wzrok jakby nieobecny.
- Siadaj - machnął ręką na sofę przed nim.
- Postoję. O co chodzi Justin? Jestem naprawdę zmęczona i chciałabym już iść sp..
- Skończ pierdolić i mnie uważnie posłuchaj - wzdrygnęłam sie na jego ostry ton - Ostatni raz się z nim spotkałaś, rozumiesz?
Spojrzałam się na niego z niedowierzeniem w oczach - Słucham? - parsknełam pod nosem, zakładając ręce na pierś.
- Nie prychaj mi tu, kurwa, bo zaraz skończysz tak, że własna matka cię nie pozna
Rozszerzyłam maksymalnie oczy, nie wierząc własnym uszom.
- O co ci chodzi? - nie wiem czemu, ale ta sytuacja cholernie mnie bawiła. On jest chory..
- Ostatni raz sie z nim widziałaś
- Żartujesz sobie, prawda? Posłuchaj, ale nie będziesz decydował z kim się mam spotykać, a z kim nie. To jest mój brat, Justin, więc nie rozumiem powodu..
- Nie, to ty mnie teraz posłuchaj. Mylisz się. Pamiętaj, że należysz do mnie, więc będziesz robiła wszystko co ci powiem, dziwko- zaśmiał się bez krzty humoru. Czułam jak złość powoli rozchodziła się po moim ciele.
Wstał, górując nade mną. Instynktownie cofnęłam się do tyłu, aż dotknęłam plecami zimną ścianę. Moja głowa utknęła między rękoma, które oparł o mur. Stanął tak blisko, że nawet kartka papieru nie zmieściłaby się między nami.
- A teraz to powtórzysz, kochanie. Zrobię wszystko co chcesz, Justin i przepraszam. Od dzisiaj będę grzeczną dziewczynką - uśmiechnął się z wyższością, pchając nosem mój policzek.
Zacisnęłam wargi do środka, mrużąc oczy. Nie zamierzam być jego szmacianą lalką, z którą będzie robić co chce.
- Chyba się nie zrozumieliśmy. Może to pomoże ci otworzyć twoje pulchne usta, skarbie - spojrzałam na niego, czekając na uderzenie, ale to co poczułam było o wiele gorsze.
Krzyknęłam głośno, gdy przycisnął żarzącego papierosa do mojego nadgarstka. Z moich oczu momentalnie wypłynęło stado łez, a ja nie mogłam przestać krzyczeć.
- Błagam.. - jęknęłam, próbując się wyrwać, ale był silniejszy ode mnie.
- Chciałaś coś powiedzieć? - nastawił ucho, uśmiechając sie pod nosem. Naprawdę? Naprawdę sprawiało mu to przyjemność?
Pociągnęłam nosem, gdy nie mogłam się uspokoić. Cała drżałam, a obraz przede mną kołował.
Przecież..
Przecież było już tak dobrze. Obiecywał, że mnie kocha, że już nigdy w życiu nie podniesię na mnie ręki.
- Tik tok, kochanie. Nie mam pierdolonych dziesięciu godzin..
- Przepraszam, Justin - wycedziłam przez zęby, spuszczając wzrok z chłopaka. Czułam się jak nic nie warty śmieć i pewnie dla niego nim byłam.
- I?
- Pierdol się - plunęłam śliną prosto w jego twarz. Odwrócił głowę, wycierając mokry ślad z policzka. Miałam ochotę zetrzeć ten jego głupi uśmieszek z twarzy.
Jego oczy pociemniały. Wiedziałam co chciał zrobić. I w tym momencie jego ręka zderzyła się z moją twarzą, a po pokoju rozniósł się charakterystyczny plask. Syknęłam, łapiąc się za obolałe miejsce. Zsunęłam się po ścianie, siadając na panelach. Podciągnęłam kolana do klatki piersiowej i oparłam na nich czoło.
- Nie chciałem tego zrobić, ale sama się o to prosiłaś. Mam nadzieję, że to cię czegoś nauczy - chrząknął, przeczesując palcami swoje karmelowe włosy. Wyszedł z salonu i wszedł do łazienki, trzaskając drzwiami.
Obiecał sobie. Obiecałam sobie to, że nigdy już ne dam mu się poniżyć i co?
Siedzę tu, cała zalana łzami, a on ma jeszcze z tego wielką satysfakcję. Tacy ludzie jak on, nie zasługują na miłość. Powinnam to zakończyć, nie ze względu na mnie tylko na moje dziecko. Jeśli tak łatwo podnosi na mnie rękę to co będzie jak dziecko zignoruję jego prośbę. Nie mogę jego na to narazić.
Pospiesznie wstałam, kierując się schodami na górę. Położyłam na łóżku mój czarny plecak i zaczęłam w niego pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Ubrałam swoje timberlandy na stopy i czarny zimowy płaszcz. Zbiegłam na dół, a następnie wyszłam z domu.
Stanęłam tuż przy ulicy, machając dłonią żeby kogoś zatrzymać. W końcu stanęło przede mną skromne żółte autko, a ja bez wahania wsiadłam do środka.

Żegnaj, Justin.


____________
Nie spodziewałam się, że tak skończę ten rozdział, ale macie.
Czytasz=Komentujesz skarbie... ♥

sobota, 11 kwietnia 2015

Rozdział 22

Rozszerzyłam maksymalnie oczy, patrząc na postać stojącą za jednym z krzaków, które nas otaczały. Zaschło mi w gardle, a serce zaczęło niemiłosiernie bić. Światło księżyca rzuciło malutki promień na jego usta, które uformowały się w chytrym uśmieszku, zanim wycofał się do tyłu i zniknął.
- Spadamy stąd - wymamrotał Justin, spychając mnie, tak że dupskiem usiadłam na błocie. Zaklęłam do siebie, wstając. Byłam cała ubabrana w tym gównie. Zajebiście.
- Justin! Zabije cię - warknęłam, przygryzając wargę.
- Sam nie wyglądam lepiej - spojrzałam na szatyna, racja cała koszula zielona. Zabawnie wyglądał, kiedy szybko próbował zapiąć guziki w koszuli.
Po szybkim i długim marszu wróciliśmy do reszty gości. Chcieliśmy przejść obok, niezauważeni, żeby znaleźć coś co dałoby się włożyć, ale nie poszło po naszej myśli, a przed nami stanęła zszokowana Pattie.
- Justin Drew Bieber, co to ma znaczyć?! Jak wy wyglądacie!? - zlustrowała mnie uważnie wzrokiem, a następnie chłopaka. Musiało to wyglądać dziwnie, bo zniknęliśmy ubrani w czyste ciuchy, a wróciliśmy tak. Czyli ja w poplamioną sukienkę. Wyglądałam jakbym tarzała się w gównie. Moje nogi jak i stopy wyglądały, jakbym nie wiedziała co można zrobić z wodą i mydłem.
Zerknęłam kątem oka na szatyna. Też nie wyglądał najlepiej. Bluzka pognieciona, a włosy.. Wyglądał jakby dopiero skończył uprawiać gorący seks.
- Jezu, mamo, nie patrz się na nas jakbyśmy właśnie skończyli uprawiać seks na stole, w czasie obiadu, u Obamy - jęknął brązowooki, miętoląc moje palce w jego - Byliśmy nad stawem
Spojrzała na nas wzrokiem typu "Serio? Myślisz, że jestem głupia?", na co Justin jej odpowiedział głupim uśmieszkiem. Tak, idioto... pogrążaj nas dalej.
Dobrze, że impreza na tyle się rozkręciła, że ludzie w ogóle nie zwracali na nas uwagi. Jedni tańczyli, a drudzy, cóż.. ledwo co trzymali się na nogach.
- Myślę, że powinniście iść do hotelu się przebrać. Nie chcę, żebyście się obydwoje rozchorowali. A szczególnie ty, Miley - uśmiechnęła się opiekuńczo. Moja głowa od razu wystrzeliła w górę, patrząc na nią zdziwionym wzrokiem. O co chodzi z tym "a szczególnie ty, Miley"? Jezu, ona wie? Złapałam dłoń brązowookiego i ścisnęłam ją mocno. Zerknęłam kątem oka na niego i wyglądał jakby też był w kompletnym szoku.
 - Co masz na myśli?- wtrąciłam.
Pattie zaśmiała się cicho, kręcąc głową - Mój synek sobie poradzi, a ty jesteś taka chudziutka, że pewnie to przeziębienie przeszłoby w coś bardziej gorszego
Wypuściłam głośno powietrze, a z moich ust uciekł długi, zdenerwowany chichot.
- Om, tak. Tak, masz racje - w duchu dziękowałam Bogu, że to tylko to. Kurewsko się przestraszyłam tego, że mogła wiedzieć. Ale z drugiej strony.. kto mógłby jej niby powiedzieć, że jestem w ciąży?
- To my już idziemy. Dobranoc - chłopak pocałował swoją mamę w policzek. Zdążyłam jej jeszcze pomachać, zanim pociągnął nas w stronę budynku.
- Kurwa. Moje serce - położył dłoń po lewej stronie klatki piersiowej, oddychając ciężko.
- Justin?
- Hm?
- Ale wiesz, że będziemy musieli jej powiedzieć?- zapytałam, patrząc przed siebie.
- Wiem, ale na pewno nie teraz

~.~
Siedziałam po turecku na łóżku, a pomiędzy moimi udami stała miseczka z chipsami. Przeczesałam lekko moje mokre włosy. Aktualnie w TV leciały Pingwiny z Madagaskaru.
Drzwi od łazienki otworzyły się a ze środka wyleciały kłęby pary, a potem Justin.
Było tu przytulnie i nowocześnie. Cały wystrój opierał się na kolorze białym, a z okna był przepiękny widok.
Ciągle w mojej głowie odtwarzał się obraz tego mężczyzny, a raczej jego uśmiechu. Był przerażający. Co róż na moich odkrytych ramionach pojawia się gęsia skórka, gdy sobie o nim przypomnę.
Zmarszczyłam brwi, gdy w pokoju rozległ się dźwięk dzwonka mojego telefonu.
Zerwałam się na równe nogi, biegnąc w stronę kuchni. Odblokowałam ekran, czytając uważnie treść wiadomości.

Od: Cleo
Mam dla ciebie niespodziankę, laska. Będzie już czekać przed drzwiami jutro rano, więc pospieszcie się kochani xD

Niespodziankę? Ciekawe co już znowu wymyśliła. Odpuściłam sobie pomysł z pytaniem jej co to takiego, bo wiem, że by mnie tylko wyśmiała. Odłożyłam telefon z powrotem na blat i wróciłam do pokoju.
Justin leżał rozłożony na łóżku, śmiejąc się z czegoś co oglądał na swoim telefonie.
- Z czego się śmiejesz? - usiadłam na jego kroczu i oparłam dłonie na jego gołej klatce piersiowej, próbując spojrzeć na ekran, ale mi na to nie pozwolił.
Parsknął jeszcze głośniejszym śmiechem, kręcąc przy tym głową.
- Pokaż mi! - sapnęłam. Wyrwałam telefon z jego dłoni, a kiedy spojrzałam co na nim było pokazane, wybuchłam niepohamowanym śmiechem.
- Usuń to - pisnęłam, zakrywając dłonią oczy. Na zdjęciu byłam ja cała obsypana brokatem z głupią pozą. O ile dobrze pamiętam, była to nasza pierwsza randka?
- Wyglądasz tu jak jedenastoletnie dziecko - oblizał dolną wargę. Spojrzał na ekran ponownie, a następnie na mnie - Jezu, jak wyseksiałaś - powiedział poważnym tonem, co spowodowało u mnie kolejną falę śmiechu.
- Co zrobiłam?
- Wyseksiałaś - poruszył zabawnie brwiami, kładąc dłonie na moich biodrach.
- Nie ma takiego słowa, głupku - uderzyłam go otwartą dłonią w czoło.
- Teraz już jest - wzruszył ramionami, uśmiechając się szeroko.
- Dobra - rozejrzałam się po pomieszczeniu, szukając miski z moimi ukochanymi chipsami - Gdzie one są?
- Jakie one?
- Paprykowe chipsy, debilu - splunęłam, mrużąc oczy, żeby wyglądać groźniej i na bardziej wkurzoną.
- Są w moim brzuszku - zrobił dziubek, masując swój brzuch.
- Jak to? Jak mogłeś? - pisnęłam.
- Z tego co wiem to nie powinnaś jeść takich rzeczy. To szkodzi dziecku, więc rusz dupsko po jakieś jabłko, cokolwiek. Oczywiście przed pójściem, ładnie mi podziękujesz - mruknął, przyciągając mnie do siebie. Złapał w zęby moją dolną wargę, cicho warcząc. Zaśmiałam się i złożyłam soczysty pocałunek na jego malinowych ustach.
 - Cleo ma jakąś niespodziankę dla mnie - uśmiechnęłam się lekko, głaszcząc palcami jego twarz. Ułożyłam wygodnie moje ciało na jego. Był takie cieplutki, zresztą jak zawsze..
- Wiesz co to? - jego palce rysowały niewidzialne wzorki na moich odkrytych ramionach, a miętowy oddech uderzał o moją twarz.
- Nie mam pojęcia. Kazała nam być jak najszybciej jutro z rana, więc chyba powinniśmy się już położyć spaćku - zagruchałam jak do małego dziecka, robiąc przy tym dzióbek.
- Do rana to ja mam ochotę cię dzisiaj pieprzyć, kochanie - warknął, przyciągając mnie do siebie.
-Grzeczniej, Justin, grzecznie j- wybuchłam śmiechem, trącając palcem jego nos. Cholernie mnie podniecały jego niegrzeczne słówka i uwielbiałam je wręcz. Pisnęłam głośno, gdy szatyn zacisnął palce po moich bokach i przewrócił nas tak, że teraz ja leżałam pod nim. Wpił się brutalnie w moje usta, a jego dłoń powoli schodziła do gumki moich białych spodenek.

~.~
- Justin, wstawaj! - wskoczyłam na jego plecy, gdyż spał na brzuchu, cały zaplątany w kołdrę.
- Jeszcze chwilka, kochanie. Chodź tu do mnie - wymamrotał w poduszkę, zachrypniętym głosem. Przycisnął moją czyściutką twarz- brałam przed chwilą prysznic- do swojego spoconego, brudnego boku.
- Zostaw mnie. Śmierdzisz - jęknęłam, próbując się wyrwać z jego uścisku.
- To zapach pięknego, dłuuuugiego seksu, więc nie wiem o co ci chodzi - uniósł lekko głową, patrząc prosto w moje oczy. Był cholernie blady i zaspany.
 - Wiesz, że już powinniśmy być w drodze? Rusz się, Justin - warknęłam, schodząc z łóżka. Zaczęłam zbierać nasze ciuchy z podłogi, żeby chociaż trochę wyglądało tu normalnie, a nie krzyczało z kilometra "właśnie w tym pokoju był uprawiany najostrzejszy seks stulecia"
Obejrzałam się przez ramię, gdy usłyszałam ponownie ciche pochrapywanie. Okej, dam mu jeszcze pół godziny.
Po godzinnym ogarnianiu tego syfu, wreszcie mogłam chwilę odpocząć. Justin już był w pełni ubrany i ogólnie to już był gotowy do wyjścia.
-Musimy się jeszcze pożegnać z Pattie, Carly, Chazem..- uśmiechnęłam się szeroko. Spojrzałam w bok i zauważyłam jego zniesmaczoną minę, gdy szukał swoich okularów przeciwsłonecznych.
Oho, więc dzisiaj pan Justin Bieber nie jest w najlepszym humorze.

Po pożegnaniu się ze wszystkimi, wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w drogę. Justin w ogóle się nie odzywał, co mi nie przeszkadzało, co jak co, ale czasami uwielbiam posiedzieć w ciszy.
Kiedy samochód się zatrzymał pod naszym domem, wybiegłam z niego jak poparzona. W głowie miałam tylko jedno.. tą słynną niespodziankę.
Jak tylko spojrzałam przed siebie, stanęłam jak wryta, otwierając szeroko usta.
-Co ty tutaj robisz?


__________________________
Dobra, ostatni raz wstawiam taki krótki rozdział.
Mam nadzieję, że jest ok?

wtorek, 7 kwietnia 2015

Rozdział 21

Jeszcze nigdy, przez całe moje życie nie powtórzyłam mojego imienia tak dużo razy jak dzisiaj.
Każdemu kto dowiedział się jakie relacje łączą mnie z Justinem, miałam ochotę zadać to samo pytanie "Co cię tak dziwi?".
Każdy, naprawdę każdy skończył ze szczęką przy ziemi, gdy dowiedział się, że jestem dziewczyną Biebera. Chwile potem wracali na ziemie i obdarzali mnie serdecznym uściskiem. Jego rodzina była strasznie miła, a Justin najwidoczniej miał opinię męskiej dziwki. Ups, no co? Mówię tylko to, co zauważyłam.
Jeżeli chodzi o mnie i o chłopaka to nasza rozmowa opierała się na "Tak. Nie. Poznaj tego i tamtego". Zaczynało mnie to coraz bardziej irytować.
- Zjedz coś, skarbie - przeleciała ręką, pokazując stojące przede mną dania.
- Nie dziękuję, nie jestem głodna - odparłam.
Pattie chyba mnie polubiła. Zresztą... Ona wygląda, jakby każdego kochała. Jestem pewna, że nie ma ani jednego wroga, czy osoby, która by jej nie lubiła. I odwrotnie. Serio.
Ciekawe czy wie, że jej syn... Cóż, że jest trudny.
- Miley?
Uniosłam zaciekawiona brew.
- Czy Justin jest dla ciebie dobry? Chodzi.. Czy zrobił kiedykolwiek coś nieodpowiedniego?
Zamarło mnie kiedy usłyszałam te pytanie.
Zerknęłam kątem oka na śmiejącego sie szatyna, który próbował tańczyć z Carly.
- Jest bardzo nerwowy, ciężko nad nim zapanować gdy wpadnie w furię i nienawidzi gdy ktoś próbuję mu pomóc, ale stara sie nad tym pracować. A jeśli chodzi o to, czy kiedykolwiek mnie uderzył. Nie, nie zrobił tego.
Wypuściłam nerwowo powietrze z ust. Tak, okłamałam ją. A co miałam powiedzieć? Że jej jedyny, najdroższy synek-oczko w głowie, blablabla, podniósł na mnie rękę i to nie raz? Nie. Nie mam nawet pojęcia jakby na to zareagowała.
- To dobrze. Wybacz, że tak wypytuje, ale znam mojego syna i już od małego miałam z nim problemy. Codziennie musiał przyjść z podbitym okiem, bo zaczynał do starszych chłopców. O! - krzyknęła jakby przypomniała sobie o czymś ważnym. Wyciągnęła komórkę ze swojej złotej kopertówki i wystawiła ekran w moją stronę - To moje ulubione zdjęcie... Kocham je! - przeniosłam wzrok na telefon i zobaczyłam małego, przesłodkiego Biebera w granatowym kombinezonie i z łopatą do odśnieżania śniegu.
- O jejku.. - wybuchłam śmiechem, przykładając dłoń do ust. Wyglądał tak śmiesznie i jeszcze ten uśmiech.. Cudowny!
- Wiem - zaśmiała się Pattie - Był przeuroczy, zresztą teraz też jest. Mam najsłodsze dziecko na świecie - uśmiechnęła się szczerze, patrząc w strone chłopaka.
- Co robicie? - podskoczyłam lekko, gdy szatyn raptownie pojawił się za mną i owinął ręce wokół mojej talii, opierając brodę na mojej głowie.
- Nic, nic - kobieta szybko schowała telefon z powrotem na jego miejsce.
- Tylko mi nie mów, że.. - odwróciłam głowę, żeby mieć lepszy widok na jego twarz - Mamo! Ostatni raz zostawiłem cię z nią sam na sam. Czemu zawsze mi to robisz? To zdjęcie jest beznadziejne, a już o tym uśmiechu pedofila, który myśli, że jest super, bo idzie odśnieżać śnieg, nie wspomnę.
- No co? Po prostu jestem dumna, że urodziłam tak przystojnego chłopca - podniosła się lekko, ściskając jego policzek.
- Mamo - jęknął, przewracając teatralnie oczami.
- Kochanie.. - naśladowała jego głos.
- Dobra - usiadł nadąsany obok mnie.
Zaśmiałam się, kładąc dłoń na jego kolanie. Może i miał te dwadzieścia lat, ale uwielbiał się dąsać i mamrotać coś pod nosem, niczym małe dziecko.
Nagle, Carly, rzuciła się na krzesło, naprzeciwko mnie, ciężko oddychając.
- Przysięgam, że zaraz wyskoczy mi serce - zaczęła wachlować sobie dłonią przed twarzą.
- Nie wierzę, że właśnie wzięłaś ślub - Justin pokręcił rozbawiony głową, wciągając wargi do środka - Biedny Chaz - cmoknął, zwilżając dolną wargę językiem.
- Uduszę cię Bieber. Jesteś taki....taki ugh! - warknęła.
- Może później. Najpierw muszę pogadać z Miley - wstał, wystawiając dłoń w moją stronę - Idziesz?
Kiwnęłam twierdząco głową, splatając nasze palce razem.
Odeszliśmy kawałek, a muzyka grała ciszej. Wchodziliśmy coraz głębiej w jakiś park czy chuj wie co. Stanęłam rozglądając się po okolicy.
- Czemu stanęłaś? - odwrócił się w moją stronę.
- Chyba zapomniałeś o pewnym drobiazgu
- Niby jakim?
- Szpilki plus las równa się z milion gleb
Przekręcił oczami, wzdychając - Wskakuj - odwrócił się do mnie tyłem, czekając aż wskoczę na jego plecy, co i zaraz zrobiłam.
- Idź szybciej, bo zimno mi w tyłek - mruknęłam, naciągając moją sukienkę na odkryte lekko miejsce.
- Specjalnie położyłem tam dłonie, żeby cię ogrzać, skarbie
- Jasne, a ja jestem królową Anglii. Po prostu chciałeś pomacać moje seksowne pośladki - zaśmiałam się, przytulając się do niego bardziej. Był jak ludzki kaloryfer. Gdziekolwiek byś go nie dotknęła.
- Myślisz, że kim jestem?- fuknął oburzony, ale dało się usłyszeć jego cichy śmiech.
- Myślę, że jesteś Justinem Bieberem - uśmiechnęłam się szeroko.
- Już jesteśmy - postawił mnie na ziemi. Byliśmy na polanie, na której rosło tylko jedno, ogromne drzewo. Oczywiście, nie licząc tych co nas otaczały. Nad nami świecił księżyc, co sprawiało, że było tu pięknie i magicznie.
Pociągnął mnie za rękę w stronę drzewa. Była do niego przymocowana huśtawka, na której usiadłam, a chłopak stanął pomiędzy moimi nogami.
- Miley.. - zaczął, ale nie pozwoliłam mu skończyć. Musiałam mu wszystko powiedzieć.
- Poczekaj - zatrzymałam go ręką - Zanim coś powiesz, ja pierwsza. Zabija mnie pomału to, że odpychasz mnie od siebie. Właśnie teraz, kiedy najbardziej cię potrzebuje. Boje się. Cholernie się boje, co będzie za te osiem miesięcy i potrzebuje cię, żebyś mnie przytulał i mówił, że wszystko będzie dobrze. Nienawidzę tego, że...
Przerwał mi, przyciskając wargi do moich. Potrzebując go, wcisnęłam język pomiędzy jego wargi, rozpaczliwie szukając jego. Mruknęłam zadowolona, kiedy jego miękki język otarł się o mój. Położył swoje duże dłonie na moich policzkach, a ja przekręciłam głowę w pełnej rozkoszy. Powoli zaczynało nam brakować powietrza, więc się od siebie oderwaliśmy. Justin przycisnął czoło do mojego, patrząc mi prosto w oczy.
- Kocham cię, idiotko i kocham tego brzdąca, który będzie miał najbardziej zajebistych rodziców na świecie. Chyba nie powinienem przy nim przeklinać, ale jest późno, więc pewnie już śpi - zaśmiał się głośno, delikatnie cmokając mnie w usta.
Szczęka mi opadła, aż po same kolana. Chciałam coś powiedzieć. Czułam jak moje wargi chcą się ruszać, ale nie mogą. Przygryzłam z całej siły policzek od środka, żeby nie rozkleić się przed nim jak mała dziewczynka. Niestety to nie zatrzymało kilka łez, które zostawiły długie smugi na moich policzkach.
- No nie mów mi, że płaczesz. Mileeeeeey, no... - jęknął rozbawiony całą tą sceną, ocierając kciukiem moje kości policzkowe.
I to właśnie w tym momencie uświadomiłam sobie, że nie potrafiłabym bez niego żyć.
Kocham go.
Jest popieprzony, chamski, irytujący, a zarazem słodki, kochający i troszczący się. Ta cała aura bad boya to tylko maska, która mu się spodobała i postanowił się z nią nie rozstawać.
No rzeczywiście... gdyby usunąć jego wszystkie tatuaże, zostawić grzywkę na jego czole, a nie stawiać ją do góry i zmienić jego ubrania, wyglądałby na chłopca, a nie na chłopaka, od którego aż krzyczy "powiedz coś złego, a poderżnę ci gardło".
Jest mój.
O tak... i na pewno nikomu go nie oddam.

JUSTIN:
Tak wiem, zjebałem całą sprawę, ale postaram się to naprawić. Nie chcę żeby znowu była smutna, bo boli mnie ten widok.
- Chcesz zrobić coś szalonego? - wyszczerzyłem się w jej stronę poruszając zabawnie brwiami. Uchyliła nieco usta, czekając aż powiem jej coś więcej.
- Tylko musimy iść trochę dalej. O tam - wskazałem ręką na pole przed nami- To jak?
Spojrzała w kierunku gdzie wskazywała moja dłoń.
- Raz się żyje - pociągnęła nosem, zeskakując na proste nogi. Wspominałem już, że jej nogi są najseksowniejsze na świecie? Nie? Okej, to już to zrobiłem.
Czekałem chwilę, aż wskoczy mi na plecy, a następnie ruszyłem, dobrze znaną, ścieżką.
Moje dłonie od razu zjechały na jej aksamitne pośladki.
- Ej no - sapnęła oburzona.
- Co?
- Gówno w zoo - powiedziała, całując mnie w szyję.
- Wyrażaj się przy dziecku - uśmiechnąłem sie pod nosem. Bieber, tatą? Nieźle, nieźle.
- Zeskakuj to tu
- Tu? - rozejrzała się po otoczeniu - Tu nic nie ma, debilu
- Patrz tam - złapałem jej brodę między palec wskazujący, a kciuk i przekręciłem jej głowię tak, żeby patrzyła prosto.
Stała tam stara, opuszczona drewniana chata, a obok niej rozlewał się ogromny staw, w którym odbijało się światło księżyca i gwiazdy.
Skąd znam to miejsce?
Powiedzmy, że stara kanapa, która stoi w środku chaty, została porządnie przetestowana. Moje wykrzykiwane w rozkoszy imię odbijało się echem od tych brudnych ścian.
- Podobno ukrywa się tu facet, który uciekł z zakładu psychiatrycznego i w dzień błąka się po lesie, a na wieczór wraca do chatki - wyszeptałem śmiertelnie poważnie wprost do jej ucha. Zerknąłem tylko na chwilę, na jej przerażoną twarz, żeby tylko nie wybuchnąć śmiechem.
Oczywiście, że ta historyjka była zmyślona, a tą chatę już dawno nikt nie odwiedza. No oprócz tutejszych dzieciaków.
- Ja się boje, Justin. Nigdzie nie idę - powiedziała, jakby zaraz miała się rozpłakać.
Nabrałem powietrza w płuca, żeby tylko się nie wydać. Przezabawne jest to, że łyknęła wszystko jak pelikan.
- Przecież jesteś ze mną. Nic ci nie grozi - odgarnąłem rękoma pare krzaków, żeby odgrodzić nam drogę- Idziesz, czy zostajesz?
- Nie! - krzyknęła raptownie, nawet kiedy jeszcze dobrze nie skończyłem. Ona naprawdę była przerażona- Znaczy..- chrząknęła, pocierając dłonią o ramię - Pójdę, bo nie chcę, żeby ci się coś stało.
- Serio? - spojrzałem na nią rozbawionym wzrokiem- W takim razie kryj mnie mój mały ochroniarzu- rozczochrałem jej blond grzywkę, wystawiając język.
- Ostatni. Raz. Powiedziałeś. Do. Mnie. Mała - uderzyła mnie swoją drobną piąstką w pierś.
- Au, au. Proszę nie bij, bo połamiesz mi wszystkie kości - wydąłem dolną wargę, masując prawą dłonią miejsce, w które mnie przed chwilą uderzyła.
- Zamknij się - burknęła, pchając mnie w stronę przejścia.
Stanąłem tuż przy samym brzegu. Schyliłem się, żeby ściągnąć buty. Łapiąc za najwyżej przyszyty guziczek mojej śnieżnobiałej koszuli, odpiąłem go, uwalniając szyję od cholernego ucisku.
- Co ty robisz? - spytała.
- A na co to wygląda? - rozpiąłem ją do końca, rzucając ją na ziemie. Odpiąłem guzik od moich spuszczanych w kroku spodni i rzuciłem je, tak, że spadły niedaleko reszty ubrań.
- Posrało cię, Justin. Będziesz chory, a ja nie mam zamiaru być twoją służącą - pokręciła głową, opierając cały ciężar na prawej nodze.
- Hej, a to nie ty chciałaś zrobić coś szalonego? Rozbieraj się - odwróciłem się do niej tyłem i wskoczyłem do wody.
Kilka śliskich wodorostów otarło się o moją nogę, ale tak, to nic podejrzanego nie wyczułem.
Patrzyłem na nią rozbawiony jak mamrocze pod nosem wyzwiska na mnie, ale nadal stała w bezruchu.
- Idziesz czy mam ci pomóc zdjąć wszystkie zbędne ci ubrania? - podpłynąłem bliżej, chcąc jej pomóc.
- Nawet mnie nie dotykaj. Ja tam nie wejdę - burknęła, przygryzając lekko wargę.
- Cienias - westchnąłem i wyszedłem z wody. Stanąłem w miejscu, roztrzepując dłońmi włosy, żeby pozbyć się nadmiaru wody.
- Coś ty powiedział? - podniosła brwi.
- Że jesteś cienka- usiadłem naprzeciwko niej, aby mieć lepszy widok na nią.
- Odszczekaj to!
- Bo co mi zrobisz? - wciągnąłem wargi do środka, gdy zobaczyłem, że zwija swoją małą dłoń w piąstkę.
- To! - rzuciła się na mnie, okładając mnie pięściami gdzie popadnie. Opadliśmy razem na trawę. Ta usiadła na mnie rozkrakiem, kontynuując swoją czynność. Musi być jej nie wygodnie w tej kiecce.
- Spokojnie, mała - wybuchłem śmiechem, dławiąc się własną śliną.
- Świnia - powiedziała, krzyżując swoje ręce na piersi - Justin?
Otarłem łzy spod moich oczu, dalej chichocząc.
- Justin! - szepnęła, kiwając głową na obraz za mną.
- O nie. Nie nabiorę się na to, dupo - położyłem dłonie na jej biodrach, oblizując dolną wargę.
- JUSTIN.KTOŚ.TAM.STOI.I.SIĘ.NA.NAS.PATRZY - wycedziła przez zęby, całkiem poważnie, ciągle patrząc w tym samym kierunku. Podniosłem się lekko na łokciach, patrząc tam gdzie brunetka. Rzeczywiście stała tam jakaś czarna postać.
- Cholera.

__________________________________________
Hejka naklejka.
Wiecie co, chyba będę wstawiać rozdziały co tydzień, a jakoś tak mi pasuje. Może być?

Kocham! Do następnego! ♥