czwartek, 7 kwietnia 2016

Rozdział 34

Justin's POV

Otworzyłem leniwie oczy, co swoją drogą było niezłym wyczynem. Zostałem zmuszony do przykrycia ich ręką, słońce dawało cię we znaki. Chciałem chwycić telefon z szafki przy łóżku, kiedy zorientowałem się, że nie jestem u siebie w domu. CO DO KUR... i w tym momencie o wszystkim sobie przypomniałem.
Do sali weszła długonoga blondynka, za pewne pielęgniarka. Spojrzała na mnie z szokiem wymalowanym na twarzy.
- Witamy wśród żywych, panie Bieber. Mam nadzieję, że jest pan wyspany jak na 5 lat śpiączki - zachichotała skromnie
Pięć lat? Co z Rosalie? Co z Miley? Chłopakami?
Oprzytomniałem i zdecydowałem się pociągnąć za język Linde, bo tak miała napisane na plakietce.
- Czy orientuje się pani kto tu przychodził w ostatnim czasie? - mówiąc to puściłem jej oczko na co się zarumieniła, typowe.
- Przykro mi panie Bieber, ale niestety nie - uśmiechnęła się zalotnie.

Jakbym mógł to wziąłbym cię w łazience, ale nie wypada.

- Dobrze, dziękuje. Kiedy mogę stąd wyjść? - zapytałem z nadzieją. Muszę jak najszybciej znaleźć Miley i Rose, tylko to się teraz liczy.
- Myślę, że jeżeli wszystko będzie w porządku to nawet jutro - mówiąc to poprawiała mi poduszkę, celowo się nachylając.
Co za niewyżyta dziwka, chyb nie wie, że przez pięć lat nie umoczyłem i mam na to ochotę.
- Okej, dzięki. Jeżeli jesteś taka chętna to możesz jedynie mi obciągnąć, kochanie.
Speszona pielęgniarka opuściła moją salę z wypiekami na twarzy. Zaśmiałem się cicho, przed  chwilą była taka odważna.
Chwile po jej wyjściu usłyszałem otwieranie drzwi. Stała w nich moja mama z uśmiechem na twarzy, cała zalana łzami.
- Justin, kochanie, obudziłeś się - mówiąc to mocno przytulała mnie do swojej piersi.
- Spokojnie mamo, bo za chwile mnie udusisz - uśmiechnąłem się do niej ciepło. Tęskniłem za nią, ale na tak jak za Miley.
- Kochanie, nawet nie wiesz jak bardzo się martwiłam! Codziennie przychodziłam do ciebie i prosiłam Boga o to żebyś się obudził - cała Pattie.
Kiedy to usłyszałem zrobiło mi się ciepło na sercu, tylko nie bierzcie mnie za jakąś pizdę.
- Tak mamo, też się cieszę z obudzenia. Wiesz może co u Miley? - spytałem, bo naprawdę jestem ciekaw jak sobie radzi i czy wszystko w porządku.
Jej mina w ciągu sekundy ze szczęśliwej zrobiła się zmieszana.
- Bo Justin.. Um.. Miley wyjechała.
Co? Jak to wyjechała? Dokąd? W mojej głowie pojawiło się tysiąc myśli. Gdzie by nie była i tak ją znajdę.
- Jak to Miley Wyjechała? Dokąd? - mówiłem podniesionym głosem. Mój puls po tych słowach przyspieszył.
- Nie wiem dokąd, przykro mi, Justin.

Przykro ci, nie wiesz co w tej chwili czuje. Po raz kolejny ode mnie uciekła.

- Nie mów, że ci przykro, bo nie wiesz co przechodzę! - krzyknąłem na Pattie, a w jej oczach pojawiły się łzy. Nie chciałem na nią krzyczeć, ale szargała mną złość, smutek, miłość i determinacja - Wyjdź, chce zostać sam - powiedziałem w momencie, kiedy te wszystkie ekraniki zaczęły głośno pikać.
Nie minęła nawet minuta, jak do mojej sali wbiegło kilku lekarzy,
- Proszę przygotować środki nasenne! Pacjent nie może się teraz denerwować! - krzyknął jeden, wbijając mi wenflon w rękę.
- Co do kurwy robicie?! Ja muszę stąd wyjść do chuja! - krzyczałem, nie mogąc nic więcej zrobić, bo dwóch lekarzy trzymało mnie sztywno na łóżku. Widziałem jak mężczyzna w białym kitlu, który wbijał mi to gówno w rękę, wstrzykuje mi jakiś płyn.
Obraz zaczął mi się zamazywać, zasnąłem.

Miley's POV

"Justin się obudził"

Te słowa uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą. Nie mogłam opanować drżenia rąk. Przymknęłam oczy, a kiedy je otworzyłam po moich policzkach spłynęła słona ciecz, której za Chiny ludowe nie mogłam powstrzymać.

O to, jak działa na mnie ten człowiek..

Myślałam, że poradzę sobie z tą informacją, albo że nie będę musiała jej nigdy przeżywać. Nie to, że życzyłam mu śmierci, ale jakaś część mnie modliła się o to aby nie mieć żadnego kontaktu z tą osobą. Teraz stoję tu i nie umiem opanować emocji, które tłumiły się we mnie od jakiegoś czasu. Strach, złość, a nawet tęsknota.

Jak można tęsknić za osobą, która wyrządziła ci tyle krzywdy?
No właśnie, jak można.

Zniszczył mnie w środku i zmienił moje życie w jakiś koszmar, który ciągnął się w nieskończoność, a ja z niewiadomych przyczyn nie chciałam tego kończyć, wręcz przeciwnie. Pragnęłam jego bliskości i niedojrzałego zachowania, które było urocze, a zarazem mocno irytujące. Nie potrafiłam, a raczej nie chciałam się od niego uwolnić. Był jak narkotyk, który jest niebezpieczny, ale bez niego twoje życie nie ma sensu.
Moja pewność siebie w tym momencie zanikła, a na jej miejsu pojawił się głupi strach. Teraz jestem matką i dorosła kobietą. Nie powinnam się zachowywać, jak niedojrzała nastolatka, którą kiedyś byłam.
Moja córka nie może mnie widzieć w takim stanie, nie teraz, kiedy wszystko było w normie, ale jak zawsze on musi się pakować z butami do czyjegoś życia.

Nienawidzę go. Racja. Kocham go..

Pomimo wszystkiego nie umiem i chyba nigdy nie będę umiała o nim zapomnieć. Niegdyś odgrywał najważniejszą rolę w moim życiu, a teraz mam Rose, która jest oczkiem w mojej głowię i nie pozwolę, aby Justin ją skrzywdził.
Mam mętlik.

Ugh.. Czemu on sprawia, że cała się trzęsę i staje się jednym wielkim kłębkiem nerwów?

Mój monolog wewnętrzny, przerwała para małych ramion, obejmująca mnie w tali.
Natychmiastowo wróciłam na ziemie. Spojrzałam na brunetkę, stojącą wokół szkła.
- Rosalie - mruknęłam - Uciekaj do pani Delgrosso - machnęłam ręką w stronę starszej pani, która obserwowała uważnie moje poczynania.
Schyliłam się lekko, aby zaraz posprzątać rozbitą szklankę. Chwyciłam kawałki szkła w dłonie, nie zważając na to, że parę przecięło moją skórę. Ból to mój najmniejszy problem.
Wrzuciłam wszystko do kosza, a rany przemyłam zimną wodą. Z szafki wyjęłam plaster i szczelnie zakleiłam miejsce skaleczenia.
- Przepraszam, za to wydarzenie, które miało przed chwilą miejsce - podeszłam bliżej latynoski.
- Nic się nie stało - kobieta uśmiechnęła się, ukazując swoją sztuczną szczękę - Ale chyba w pani życiu coś się wydarzyło - powiedział z troską w głosie.

Gdyby pani tylko wiedziała.

- Wszystko jest w porządku - odchrząknęłam, spoglądając na zegarek - Um.. Muszę już lecieć - odwróciłam się w stronę dziewczynki, która leżała ze swoją komórką na kanapie - Zabiorę ci ją, przysięgam - podbiegłam do Rose, całując ją w czoło - Bądź grzeczna - zagroziłam placem, udając się w stronę drzwi - Do widzenia - rzuciłam szybko na pożegnanie.


***

Stanęłam przed wielkim, neonowym napisem "Bad girls".

Pomysłowe, nie powiem. 

Popchnęłam potężne drzwi, a w środku przywitało mnie dwóch, ogromnych ochroniarzy.

Szlag, oni mieszkają w siłowni.

- W czym możemy pomóc? - spytał jeden z nich. Wysoki, dość umięśniony brunet patrzył na mnie tymi swoimi ciemnymi oczami. Czułam jakby miały zaraz wypalić mi dziurę w twarzy.
- Um.. Mam tu pracować.. - przygryzłam lekko wargę. Ich obecność lekko mnie krępuję, a zwłaszcza sposób w jaki na mnie patrzą. Brudna jestem czy jak? - Paul mnie przysłał - mruknęłam.
Staliśmy chwile w ciszy, aż w końcu drugi mężczyzna się odezwał.
- Pewnie Miley? - skrzyżował swoje ręce na piersi - Wejdź - machnął głową w stronę, ciemnej kotary, która oddzielała tą część od klubu.
Niepewnie zaczęłam iść w kierunku głośnej muzyki. Przeszłam przez granatowy materiał, a w moją twarz uderzył zapach alkoholu i różnych używek? Przepchnęłam się przez parę osób, aby zaraz znaleźć sie przy barze. Za ladą stała ciemnoskóra dziewczyna. Jej blond włosy, były idealnie ułożone, a obcisłe spodnie, podkreślały jej długie nogi.
Chrząknęłam, a dziewczyna się odwróciła. Zmierzyła mnie wzrokiem, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Jestem Naomi, a ty to pewnie Miley - podała mi dłoń, która uścisnęłam.
- Na to wygląda - wysiliłam się na lekki  uśmiech, bo w środku krzyczałam z bólu.
Wypierdalaj Bieber z mojej głowy.
- Podejdź bliżej.. Nie gryzę - zachichotała lekko, opierając się o blat.
Bez wahania, przekroczyłam furtkę? Uznajmy, że tak to się nazywa.
Zbliżyłam się do Naomi, która w tej chwili rozwiązywała swój fartuszek.
- Słuchaj. Ja na dzisiaj kończę, więc szybko powiem ci co i jak - puściła w moją stronę oczko, kierując się do alkoholi i różnych innych badziewi.
Stanęła przed miejscem wypełnionym po brzegi różnymi składnikami do trunków. Przejechałam wzrokiem po każdym szczególe mojego stanowiska pracy. Było dość ciemno, a jedynym źródłem światła były kolorowe reflektory, które oświetlały niewielką scenę, gdzie już można było zobaczyć skąpo ubrane kobiety, ekhem, dziwki.
- A więc Miley. Tutaj masz kartę z drinkami i instukcję jak powinnaś je przyrządzić, bo jeśli się nie mylę nigdy w swoim życiu nie pracowałaś za barem? - Naomi rzuciła mi pare papierów i z wielką ulgą na twarzy wyszła z klubu, pozostawiając mnie lekko zdezorientowaną cała tą sytuacją.
To wszystko? Do czego są te wszystkie urządzenia? Cholera.. Dzięki, Nao.
Z lekkim strachem w oczach spojrzałam na bar, na moje szczęście nikogo jeszcze przy nim nie było. Podeszłam do dystrybutorów z piwem, przyglądając się im wykonaniu. Wzdrygnęłam się na chwile kiedy usłyszałam głośne chrząknięcie, a po chwili czyjaś ręka chwyciła za mój nadgarstek. Spojrzałam w górę, a moim oczom ukazał się nie kto inny jak Ash Blake. Na moje usta wpłynął szeroki uśmiech, gdy zobaczyłam jak nachyla się nad dzielącym nas barkiem.
- Ash! - pisnęłam, kładąc się lekko na blacie, aby zawiesić ręce na szyi blondyna. Mężczyzna nie czekał długo tylko odwzajemnił mój uścisk.
- Wyrosłaś - mruknął - Pamiętam cię taką małą - zaśmiał się, odsuwając ode mnie i patrząc głęboko w moje oczy
- Małą? Bez przesady. Miałam 167 cm, więc nie sądzę, że taka mała - klepnęłam go lekko w ramie. Poprawiłam fartuszek i otworzyłam usta z zamiarem powiedzenia czegoś, al niespodziewanie mi przerwał.
- Czemu tu pracujesz? - odchrząknął, poprawiając swoje ciemne, blond włosy - I w ogóle co robisz tutaj.. - machnął ręką w górze, ukazując cała przestrzeń otaczającą nas - .. w Chicago
- Przeprowadziłam się tutaj na stałe. Chciałam zacząć wszystko od nowa. Dostać super prace, mieszkać w wymarzonym mieszkaniu z Rose, w ogóle być wreszcie szczęśliwą - westchnęłam, a mój wyraz twarzy zmieniał się stopniowo, aż zagościł na niej smutek - Niestety na razie udała mi się jedna rzecz, a właściwie mieszkanie - uniosłam lekko kącik moich ust. Pokręciłam głową, wymazując złe wspomnienia - Teraz ty opowiadaj, a ja zrobię ci jakiegoś drinka - podeszłam do wyciskarki, bo miałam zamiar przyrządzić mu WHITING SUNSET.
- No, a więc, mieszkam w Chicago od roku. Dostałem tutaj prace architekta w pewnej firmie i jak na tą chwilę wszystko idzie po mojej myśli, tylko jak zawsze mam jeden mały problem.. -burknął niezadowolony. Całkiem jak dawniej kiedy nie podobało mu się coś, lub jak graliśmy w fife, a ja go ogrywałam. Wtedy tłumaczył, że dawał mi fory chociaż oboje wiedzieliśmy, że tak nie jest.
- Jaki? - zapytałam ciekawie, dolewając do jego trunku odrobinę wódki i tequili.
- Ten co zwykle, czyli kobiety - oparł łokcie na blacie, splatając swoje palce razem i układając je w pięść, aby zaraz oprzeć o nie brodę - Nawet ciebie nie umiałem przy sobie zatrzymać - westchnął, a na jego słowa poczułam lekkie ukłucie w sercu. Byliśmy kiedyś ze sobą blisko, nawet mogę powiedzieć, że czułam do niego coś więcej niż głupie zauroczenie, ale spieprzył kiedy przeleciał jakąś inną laskę. Wybaczyłam mu to i zatrzymałam nas we friendzonie.
- Powiem krótko, Ash. Spierdoliłeś na całej linii, ale ci wybaczyłam i nie mam do ciebie żalu. Co się stało, to się nie odstanie - położyłam przed jego nosem kolorowego drinka, a po chwili trunek znalazł się w jego przełyku.
- A ta twoja koleżanka.. Jak jej tam.. Rose? Ma chłopaka? - powiedział to i uniósł kieliszek o góry.
Zaśmiałam się głośno, chwytając za brzuch - To moja córka, debilu - rzuciłam okiem na jego twarz, która wskazywała na zaskoczenie - Tak, mam 8-letnią córkę
- Wow, nasz Maria dziewica ma małą córeczkę. Nie spodziewałem się tego, naprawdę. Mogę wiedzieć kto jest tym szczęściarzem? - położył nacisk na ostatnie słowo, w powietrzu robiąc mentalny cudzysłów.
- Um.. Pamiętasz Justina? - mruknęłam, drapiąc się po karku i przyjmując kolejne zamówienie. Szczerze, nie jest tak trudno jakby się wydawało. 
- Bieber?
- Bingo - westchnęłam. Chwyciłam shakera w dłonie i zaczęłam nim energicznie mieszać - Ale nie mówmy o nim, to przeszłość
- Pamiętam, jak ostatni raz cię widziałem to obściskiwałaś się z nim - powiedział z pogardą, zmieniając swoją pozycję. 
- Ash - jęknęłam - Muszę wracać do pracy
- Nie przeszkadzam - mężczyzna wstał i położył przede mną kwitek - To mój numer, gdybyś chciała się spotkać 
- Na pewno zadzwonię - puściłam w jego stronę oczko,a po chwili zniknął w tłumie.


Godziny mijały, a praca była nawet przyjemna, gdyby nie para napaleńców, która jak na złość nie mogła się ode mnie odwalić. 

Czy ja wyglądam jak te półnagie laski? Nie sądzę..

Gdy miałam zamiar wychodzić z pracy, zatrzymał mnie uśmiechnięty Paul. Ledwo stałam na nogach, po tylu godzinach. Jest już 4, a ja musze za 3 godziny odprowadzić moje dziecko do szkoły.
- Hej Miley - rzucił krótko - Podsłuchałem twoją rozmowę z jakimś gościem. Czemu nie mówiłaś, że znasz Biebera?
 Moja mina nagle zrzedła, a po moim ciele przeszły niemiłe ciarki. Nie wiedziałam co powiedzieć.

Kurwa, on mnie prześladuje.


_______________
HEJO!! JAK TAM U WAS? NIEDŁUGO EGZAMINY, WIĘC I DUŻO NAUKI.
OD RAZU CHCE WAM SIĘ DO CZEGOŚ PRZYZNAĆ, NI JA NAPISAŁAM PERSPEKTYWĘ JUSTINA TYLKO MOJA BARDZO DOBRA KOLEŻANKA, GDYBY NIE ONA PEWNIE DODAŁABYM JAKIŚ CHŁAM . POMOGŁA MI I WSZYSTKO CO JUSTIN POWIEDZIAŁ I CO SIĘ DZIAŁO W SZPITALU ONA WYMYŚLIŁA, ALE OBIECUJE, ŻE JUZ WIĘCEJ SIE TO NIE POWTÓRZY. 
NIE MAM TERAZ CZASU NA PISANIE, ALE PRÓBUJE I CHCĘ ŻEBY WYCHODZIŁO MI TO DOBRZE.