czwartek, 30 lipca 2015

Rozdział 30

JUSTIN:

Mijałem budynki, aż w końcu dotarłem do końca Stratford skąd pozostał mi kilometr do domu tego sukinsyna. Nagle poczułem wibracje w mojej prawej kieszeni. Wyciągnąłem telefon, patrząc na ekran. Wyświetlił się numer Miley. Wcisnąłem zieloną słuchawkę.
- Halo? Justin? Gdzie jesteś?! Dzwonie na policję! - jej głos dał mi jeszcze jeden powód dla którego muszę zabić tego chuja.
- Nie dzwoń - westchnąłem - Obiecuję, że jeszcze dzisiaj zobaczysz naszą córkę. Pa, Miley -bez zastanowienia rozłączyłem się, docierając do wyznaczonego miejsca. Wysiadłem z samochodu, zabierając pistolet, który leżał na siedzeniu obok. Po chwili znalazłem się obok drzwi wejściowych. Z całej siły wykopałem je z zawiasów. Upadek wytworzył charakterystyczny huk. Stanąłem na środku długiego korytarza, który prowadził do sześciu różnych pomieszczeń, ale jedne drzwi przykuły moją szczególną uwagę. Były położone na samym końcu, a ze środka dochodziły głosy. Cicho zacząłem kierować się do tajemniczego pokoju. Chwyciłem za klamkę, uchylając trochę. Nagle zobaczyłem, moja maleńką kruszynkę, siedząca na fotelu. Z wielkim impetem wszedłem do środka. Gdy Rose mnie zobaczyła uśmiechnęła się szeroko, podbiegając do mnie radośnie. Kucnąłem, wyciągając w jej stronę ręce, aby zaraz szczelnie owinąć je wokół jej ciałka.
- Dzastin, chce do mamusi - poczułem mokrą ciecz na ramieniu. Odkleiłem Rosalie od siebie. Jej twarz była cała czerwona od płaczu.
- Już spokojnie. Niedługo zabiorę cię do mamusi - otarłem łzy z jej twarzyczki.
Chciałem zabrać ją stąd, aby już nie musiała się tak bać, ale wiem, że to w tej chwili nie możliwe. Max nie jest na tyle głupi żeby zostawić ją samą. Jeśli mowa o nim to gdzie się podziewa?
Usłyszałem głośne kroki za mną. Wstałem, odwracając się na pięcie.
- Znowu się widzimy, Bieber

MILEY:

Obiecuję, że jeszcze dzisiaj zobaczysz naszą córkę.

Powiedzcie, że on nie pojechał do Maxa. Nie powinien działać na własną ręką.
Boże! Błagam niech ten koszmar się wreszcie skończy. Niech znowu zobaczę moją kochaną córeczkę..
Poczułam czyjeś ręce na mojej talii. Odwróciłam się, patrząc głęboko w oczy Liama.
- Słyszałem co się stało. Miley.. Będzie dobrze. Rose się znajdzie - mocno przycisnął moje ciało do swojego.
Pociągnęłam nosem, odrywając sie od niego. Wyjęłam z tylnej kieszeni telefon, szukając numeru do Ryana.. kogokolwiek z "gangu" Biebera. W końcu znalazłam. Nacisnęłam zielony guzik. Już po dwóch sygnałach usłyszałam znajomy głos.
- Ryan? Tu Miley. Musisz mi pomóc.. Chodzi o Justina i - zatrzymałam się na chwilę, łapiąc głęboko powietrze do płuc - Rosalie
- Co sie dzieje?! - powiedział z przerażeniem w głosie.
- On ją porwał, a Jus-justin jest teraz tam sam.. Nie wiem co się z nimi dzieje. Tak bardzo się boje - z moich oczu zaczął znowu wylewać się kolejny strumień łez.
- Mils, spokojnie. Gdzie jest Bieber?
- U.. u Maxa - próbowałam powstrzymać płacz, ale na marne. Przez te kilka lat zrobiłam się strasznie wrażliwa. Lubiłam trochę wypić, lecz już z tym skończyłam dla niej, dla Rose.
- Bakera?!? - wrzasnął do słuchawki, aż ją odsunęłam od ucha.
- Tak. Błagam powiedz gdzie on mieszka
- Nie mogę.. - westchnął.
Przygryzłam mocno dolną wargę, ściskając mocniej telefon - Butler! Kurwa.. Gadaj gdzie mieszka ten skurwiel - warknęłam, przymrużając oczy.
- Dobra, ale obiecaj, że tam nie pojedziesz - słyszałam jak głośno i płynnie oddycha.
- Obiecuję, więc
- Dwa kilometry za Stratford zobaczysz w oddali taki duży drewniany domek. Zazwyczaj tam spędza mnóstwo czasu
- Dzięki. Ryan.. Jedź tam jak najszybciej. Zobaczymy się na miejscu - podeszłam do komody chwytając kluczyki od auta.
- Miley! Nie możesz! Obiecałaś, że.. - rozłączyłam się, chowając iPhone w tylnej kieszeni spodni.
- Skarbie gdzie ty jedziesz? - cichy głos matki, dotarł do moich uszu.
- Jadę po Rose - w szybkim tępię wybiegłam z domu. Usiadłam za kierownicą, odpalając czarnego mercedesa.

JUSTIN:

- Czego ty kurwa chcesz od Rose?! - warknąłem, podchodząc do murzyna bliżej.
- Te tatuśku nie ładnie tak się wyrażać przy dziecku - uśmiechnął sie szyderczo, co mnie mega wkurwiało - Łatwiej było ja porwać niż naszą seksowną Miley.. A właśnie co tam u niej? Słyszałem, że już znalazła pocieszenie u innego. Pewnie pieprzył ją lepiej od ciebie - nie wytrzymałem. Chwyciłem jego koszulę, a moja pięść zderzyła się z jego nosem. Odepchnął mnie. Straciłem na chwilę równowagę, a on miał czas aby wyciągnąć spluwę. Zrobiłem to samo.
- Nie radzę Bieber - zaśmiał się, unosząc lekko swoje krzaczaste brwi. Gdy zobaczyłem w kogo celuje, wypuściłem pistolet, rozszerzając usta.
- Co zamierzasz teraz zrobić, huh? Zastrzelisz ją? - wybuchnąłem śmiechem, żeby zaraz powrócić do poważnego wyrazu twarzy - Chodzi ci o mnie, więc daj jej spokój - odwróciłem się w stronę Rose, która stała przestraszona i ściskała mocno pluszowego misia.
- Ach.. Justin, Justin, Justin. Tak, zamierzam ją zabić, żebyś cierpiał, a potem przerwać to wszystko i władować ci kulkę w głowę
Zacisnąłem mocno szczękę, podbiegając do niego. Rzuciłem się na tego chuja, okładając go rękoma gdzie popadnie, aż chwycił za spust. Usłyszałem huk, a tuz po chwili z mojej klatki zaczęła sączyć się krew. Upadłem na plecy tracąc przytomność,

MILEY:

Zaparkowałam samochód w miejsce podane mi przez Ryana. Podeszłam do drzwi, wchodząc do środka, a w korytarzu czekała na mnie moja królewna. Podbiegła do mnie z płaczem.
- Już cichutko żabko. mama jest przy tobie - uśmiechnęłam się szeroko, dziękując Bogu za to, że Rosalie żyje.
- Ma-mamusiu, Dzastin nie żyję - jej wielkie oczu utkwiły na drzwiach.
- O czym ty mówisz? - chwyciłam jej twarz w dłonie, a ona tylko szlochała - Stój tu - pogroziłam palcem, wbiegając do otwartego pokoju.
Stanęłam jak wryta gdy zobaczyłam Justina leżącego na ziemi. Wokół stali Ryan, Drake i Mike. Podeszłam do szatyna, rzucając się na kolana. Zaniosłam się nie pohamowanym płaczem.
- Dzwońcie na pogotowie!
- Miley, już jadą. Wszystko będzie dobrze - Drake, podszedł do mnie, kładąc ręka na moim ramieniu. Zepchnęłam ją, piorunując go spojrzeniem.
- Nic, kurwa, nie będzie dobrze, rozumiesz? On umiera i nic na to nie poradzicie! - wrzasnęłam gdy poczułam, mokry ślad na moim udzie - Justin? - pisnęłam. Ułożyłam jego głowę na moich kolanach - Obiecałeś, że już nigdy mi tego nie zrobisz, pamiętasz? W tedy myślałam, że jestem dla ciebie wszystkim tak jak ty dla mnie, ale się pomyliłam. Byłam dla ciebie tylko zabawką, tak?
- Nie. Jesteś.. Jesteście z Rose dla mnie najważniejsze, ok?
Słona ciecz spłynęła po moim policzku, a szatyn ją otarł
- Nie płacz już, proszę. Nie chcę żebyś znowu to robiła przeze mnie.
Słyszałam jak jego oddech staje się płytki, a puls ledwo wyczuwalny.
- Miley. Kocham cię - nagle zamknął oczy i już ich nie otwierał.
- Justin? - położyłam dłoń na jego lodowatej twarzy - Ej nie zgrywaj się.. Justin?! To nie jest śmieszne - uśmiechnęłam się, ale nie na długo - Bieber! Wstawaj.. Błagam.. Nie rób tego!

***

Kocham cię - ostatnie słowa jakie od niego usłyszałam dały mi do zrozumienia, że tez jeszcze coś do niego czuje..

Czemu zawsze musi się wszystko spieprzyć? Czemu nie może być jak na tych wszystkich filmach o kochającej rodzinie bez problemów?
Siedzę w tym szpitalu dobre 5 godzin, ale przyzwyczaiłam się do ciągłego czekania.
- Wracajmy do domu. Musisz się wyspać - nadopiekuńczość Liama mnie wnerwia, ale co zrobię, że się tak o mnie martwi?
- Jeśli chcesz to wracaj, ja tu zostaję - przerzuciłam nogę na nogę.
- Justin Bieber? - na te słowa, zerwałam się z krzesła jak poparzona, szukając wzrokiem lekarza. Gdy już go znalazłam, podeszłam do niego z nadzieją o dobre wieści.
- Co z nim? - stanęłam na wprost 30-letniego mężczyzny, krzyżując ręce na piersi.
- Jego stan był i jest krytyczny. Pan Bieber dostał w klatkę piersiową, niedaleko serca, co uszkodziło jakąś jego część. Robiliśmy wszystko co w naszej mocy żeby go uratować. Przeszedł bardzo ważna operacje, która się powiodła, ale to nie znaczy, że wszystko w porządku. Nadal mogą pojawić się komplikację po operacji... Teraz mogę pani powiedzieć, że pan Bieber jest w śpiączce.
- Śpiączka? To są jakieś żarty, prawda? - zaśmiałam się ironicznie, przewracając oczami.
- Niestety nie - westchnął, chowając długopis do kieszonki w koszuli.
- Kiedy się obudzi? - przeczesałam nerwowo włosy.
- Nie wiadomo. Może za kilka dni... miesięcy... a nawet lat - brunet poklepał moje ramię i po chwili zostałam sama. Usiadłam w koncie, chowając twarz w dłonie.
Co chwilę podchodziły do mnie pielęgniarki z pytaniem "Wszystko w porządku?"
Tak, w jak najlepszym. Tylko chłopak na którym mi zależy jest w jakiejś jebanej śpiączce i nie wiadomo kiedy znowu ujrzy światło dzienne.
Dlaczego muszę mieć takiego pecha?


___________________
W tym rozdziale macie więcej Biebera.
Zdziwieni tą śpiączką?
POSTANOWIŁAM POCIĄGNĄĆ TO OPOWIADANIE. SPRÓBUJE DOJŚĆ DO 40 ROZDZIAŁÓW, ALE NIE OBIECUJĘ.
NIESTETY ZNOWU ZNIKNĘ NA MIESIĄC, BO WYJEŻDŻAM NA KOLONIĘ.
TERAZ BĘDĘ 10 DNI NA DZIAŁCE, WIEC MOŻE COŚ NAPISZĘ.
KOCHAM WAS!!!!
12 000 WYŚWIETLEŃ NIE WIERZĘ!!
Sorry za diagnozę lekarską, ale no nie jestem nim..
Ktoś tu w ogóle jeszcze jest?

środa, 8 lipca 2015

NOTKA!

Witajcie skarby.
Mam taką sprawę do was co do bloga. Jak widzicie nie wstawiam rozdziału już długo i naprawdę serio was przepraszam za to, ale są wakacje i nie mam czasu siedzieć kilka godzin nad rozdziałem, a czasem kilka dni, więc zaglądajcie od czasu do czasu na bloga, a niebawem się doczekacie CHYBA OSTATNIEGO ROZDZIAŁU LIFE ISN'T EASY.
Serdecznie pozdrawiam i życzę miłych wakacji... :)